Na niezwykłą twórczość Marii Janas natrafiłam przeglądając galerię Pakamera.
Oczarowana kunsztem wykonania i olbrzymią wrażliwością artystyczną autorki, błyskawicznie odpłynęłam we własny świat fantazji. Podążając wzrokiem za misternymi liniami, urzekającym bogactwem form i wzorów, z dziecięcym pragnieniem objęcia w posiadanie choć jednego z tych magicznych przedmiotów, przez chwilę stałam się księżniczką z królestwa hipnotycznych barw i kształtów. Oto portret harmonii, w której łagodność i stanowczość jest skarbem kobiecości.
fot. Maria Janas, źródło: Pakamera.pl |
Fascynacja dziełem wywołuje zainteresowanie osobowością twórcy, w uniwersalny sposób inspiruje do refleksji i skłania do pytań. Zaowocowała wywiadem, w którym Pani Maria uchyla czytelnikom rąbka swego wewnętrznego świata.
Dziękuję za tę wyjątkową rozmowę, którą dedykuję wszystkim sympatykom sztuki rękodzieła wysokiej jakości, poszukującym własnego środka wyrazu i odkrywającym w sobie uśpione talenty :)
Biel jest kolorów przyczyną, czerń ich brakiem
(Leonardo da Vinci, „Traktat o malarstwie”)
Można powiedzieć, że jest Pani polską Dori Csengeri. Co szczególnie wpłynęło na kształt Pani twórczych zainteresowań?
Moja mama miała zdolności plastyczne, ale nigdy nie realizowała się w tej dziedzinie. Wychowując mnie pokazywała mi, że wszystko jest możliwe. Nie blokowała moich działań, a wręcz przeciwnie, rozwijała we mnie wszystko, co zaczynało kiełkować. Pamiętam, jak miałam chyba 5 lat i w czasie jednej z zabaw z mamą namalowałam farbami na ścianie kółko. Potem je zamalowałam. Moja mama wzięła wtedy pędzel i domalowała więcej takich kulek, z których powstały balony. Potem domalowała dziewczynkę, która trzyma sznurki, na końcach których są nasze balony właśnie.
Moja mama miała zdolności plastyczne, ale nigdy nie realizowała się w tej dziedzinie. Wychowując mnie pokazywała mi, że wszystko jest możliwe. Nie blokowała moich działań, a wręcz przeciwnie, rozwijała we mnie wszystko, co zaczynało kiełkować. Pamiętam, jak miałam chyba 5 lat i w czasie jednej z zabaw z mamą namalowałam farbami na ścianie kółko. Potem je zamalowałam. Moja mama wzięła wtedy pędzel i domalowała więcej takich kulek, z których powstały balony. Potem domalowała dziewczynkę, która trzyma sznurki, na końcach których są nasze balony właśnie.
W szkole podstawowej mama rysowała mi wszystkie prace na plastykę. Tak więc utarło się, że mam zdolności. Siłą rozpędu postanowiłam zdawać do Liceum Plastycznego. Dostałam się. I to był początek mojej miłości ze sztuką, która doznała w ciągu mojego życia, kilka rozstań i rozczarowań by teraz znów rozkwitnąć i sycić żarem namiętności.
Między wieloma środkami artystycznymi, szczególnie zafascynowała mnie technika haftu soutache. Jakie możliwości i wyzwania w sobie kryje?
Między wieloma środkami artystycznymi, szczególnie zafascynowała mnie technika haftu soutache. Jakie możliwości i wyzwania w sobie kryje?
fot. Maria Janas, źródło:Pakamera.pl |
Liceum Plastyczne oraz studia plastyczne uświadomiły mi, że wśród różnych form plastycznych najbliższy jest mi rysunek. Kocham formę i światłocień. Dyplom z rysunku na WSP w Krakowie to dążenie do hiperrealizmu. Zafascynowana drobnymi formami tworzyłam również zawijaski, zakrętaski, a poznanie mandali uświadomiło mi, że spirala jest moim ulubionym kształtem. Mam ją po prostu w głowie. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam biżuterię Dori Csengeri, poczułam jakąś dziwną przyjemność połączoną z błogością i chęcią patrzenia na nią bez przerwy. Potem chęć posiadania, a potem chęć działania. Po kilku moich pracach zobaczyłam, że technika sutasz ma w sobie wszystko, no prawie wszystko to…tam jest cała konstrukcja mojej osoby. Sutasz to moje zawijasy, to moja cierpliwość i koncentracja, to moja fantazja, to moja przyjemność, radość tworzenia, moje myśli, wątpliwości…mój świat. Sutasz daje mi wszystko.
fot. Maria Janas, źródło: Pakamera.pl
Pani niezwykle misterny styl urzeka klasą, elegancją i soczystymi barwami, przenosi mnie jako odbiorcę w świat rytualnej fantazji o zamierzchłych cywilizacjach, głęboko inspiruje kreatywne wizje. O czym Pani myślała tworząc m.in. fascynujący naszyjnik, dzięki któremu odkryłam Pani galerię na Pakamerze?
Hmm… Ładnie to Pani nazywa. Nie wiem, czy potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Zaczynając robić ten naszyjnik najpierw szukałam kolorów w sercu. Oglądałam kamienie, dotykałam je, obracałam w palcach przyglądając się załamanemu światłu. Zawsze patrzę na fakturę kamieni, pocieram… Potem dobieram sznurki sutasz. Po zebraniu potrzebnych materiałów obmyślam pierwszy krok i wchodzę w swój wewnętrzny świat, gdzie jestem tylko ja z tymi kamieniami, sznurkami, igłą i… myślami. To jest takie miejsce, gdzie nikt inny nie ma dostępu. Tak bardzo lubię tam być, być w tym swoim świecie, że codziennie kilka godzin się w nim zamykam. Przeżywam tam swoje emocje, wątpliwości, rozterki i przyjemności. Kiedy ktoś docenia moją pracę, którą TAM wykonałam, to jeszcze bardziej utwierdza mnie w pięknie tego mojego wewnętrznego świata, z którego czasem nie chce się wychodzić. Druga przyjemność płynie ze skojarzeń, którymi czasem odbiorcy moich prac dzielą się ze mną. Wtedy widzę, jak każdy ma inny ten swój świat. Czasem okazuje się, że swoją twórczością nadaję zupełnie inne skojarzenia filtrowane przez inne przeżycia, inne doświadczenia, inne wartości… po prostu przez innego człowieka.
Jakie skojarzenia mają odbiorcy Pani rękodzieła? Czy pokrywają się z Pani osobistymi inspiracjami twórczymi?
Jakie skojarzenia mają odbiorcy Pani rękodzieła? Czy pokrywają się z Pani osobistymi inspiracjami twórczymi?
Na to pytanie po części odpowiedziałam już powyżej. Czasem moja myśl zawarta w jakiejś pracy jest bardziej czytelna, a czasem mniej. Bardzo lubię, jak jakaś pani, czy klientka dostrzega w danej rzeczy coś, czego ja robiąc ją, nie widziałam. Ktoś widzi blask, komuś kształt coś przypomina, ktoś kocha ten kolor… Właściwie poprzez moją twórczość poznaję ludzi. Widzę ich wrażliwość, ale także kompleksy.
Ładnie ujęte, można powiedzieć, że ta swoista psychologia twórczości jest jak klucz do księgi ludzkich emocji. Jako twórca mam podobne wrażenie, a im dłużej dzielę się z odbiorcami światem swojej fantazji, tym bardziej mają oni wpływ na moje projekty w przyszłości. Czy zaciera się wtedy granica między własnym gustem a popytem? Niekoniecznie. A jak jest w Pani przypadku? Prowadzi Pani warsztaty, wystawia prace w galeriach. Czy przed tymi doświadczeniami tworzyła Pani inaczej? Czy dzięki relacjom z klientami czuje się Pani bardziej spełniona?
No i znów wracamy do pieniądza :) Pierwszą wystawę indywidualną miałam zaraz po ukończeniu Liceum Plastycznego, potem kilka następnych, tylko w innych dziedzinach. Uwielbiałam te spotkania na wernisażach. Miałam wrażenie, że ci wszyscy ludzie są tam dla mnie, że wszyscy tak samo jak ja kochają moją twórczość. Dusza unosiła mi się nad ziemią. To było niesamowite uczucie, niestety trwało krótko i poza chwilowym uniesieniem wewnętrznym nie wpływało na moją ani osobowość, ani twórczość, ani poczucie pewności... Jednak w momencie, kiedy zaczęłam zarabiać pieniążki za wykonane prace, dopiero wtedy poczułam coś naprawdę. Właściwie do dziś czasem nie mogę uwierzyć, że to co zrobią moje ręce mogą się spodobać na tyle, że dostaję w zamian za wykonaną pracę pieniądze. Wiem, że to bardzo przyziemnie brzmi, ale dopiero taka sytuacja, która niestety wiąże się z handlem (wydaje się to słowo w ogóle nie pasować do całego naszego tematu), daje mi poczycie pewności, że to co robię może komuś coś dać, dac jakieś doznania, wrażenia, przeżycia. Dzisiaj dopiero znam wartość swoich umiejętności. Dzisiaj wiem naprawdę komu się moja praca podoba, a kto ceni produkcję z supermarketu. Pieniądz wiele mnie nauczył. Poznajemy przez niego siebie, ale i ludzi. W mojej twórczości dzisiaj jest tak, że czasem robię rzeczy typowo komercyjne, żeby za pieniądze zdobyte tą drogą móc tworzyć coś zupełnie mojego. Coś, co rozumie tylko garstka ludzi, którzy mnie znają. Coś, co sprawia mi największą przyjemność w mojej pracy.
No i znów wracamy do pieniądza :) Pierwszą wystawę indywidualną miałam zaraz po ukończeniu Liceum Plastycznego, potem kilka następnych, tylko w innych dziedzinach. Uwielbiałam te spotkania na wernisażach. Miałam wrażenie, że ci wszyscy ludzie są tam dla mnie, że wszyscy tak samo jak ja kochają moją twórczość. Dusza unosiła mi się nad ziemią. To było niesamowite uczucie, niestety trwało krótko i poza chwilowym uniesieniem wewnętrznym nie wpływało na moją ani osobowość, ani twórczość, ani poczucie pewności... Jednak w momencie, kiedy zaczęłam zarabiać pieniążki za wykonane prace, dopiero wtedy poczułam coś naprawdę. Właściwie do dziś czasem nie mogę uwierzyć, że to co zrobią moje ręce mogą się spodobać na tyle, że dostaję w zamian za wykonaną pracę pieniądze. Wiem, że to bardzo przyziemnie brzmi, ale dopiero taka sytuacja, która niestety wiąże się z handlem (wydaje się to słowo w ogóle nie pasować do całego naszego tematu), daje mi poczycie pewności, że to co robię może komuś coś dać, dac jakieś doznania, wrażenia, przeżycia. Dzisiaj dopiero znam wartość swoich umiejętności. Dzisiaj wiem naprawdę komu się moja praca podoba, a kto ceni produkcję z supermarketu. Pieniądz wiele mnie nauczył. Poznajemy przez niego siebie, ale i ludzi. W mojej twórczości dzisiaj jest tak, że czasem robię rzeczy typowo komercyjne, żeby za pieniądze zdobyte tą drogą móc tworzyć coś zupełnie mojego. Coś, co rozumie tylko garstka ludzi, którzy mnie znają. Coś, co sprawia mi największą przyjemność w mojej pracy.
Szlachetne materiały i perfekcja wykonania są kosztownym luksusem. Czy według Pani istnieje polski ekskluzywny rynek handmade?
To trudne pytanie. Od jakiegoś czasu śledzę galerie rękodzieła w Internecie i bardzo podoba mi się, że jest ich tak dużo. Oczywiście prace tam przedstawiane bardzo się od siebie różnią jakością wykonania. Niewątpliwy wpływ ma tu jeszcze umiejętność przedstawienia swojej twórczości. Rękodzieło na najwyższym poziomie to sfera bardzo niszowa. Wydaje mi się, że ekskluzywny rynek handmade, to już sztuka. Chodząc po uliczkach krakowskiego rynku i odwiedzając galerie z biżuterią, galerie sztuki oraz małe sklepiki, które posiadają dzieła artystów, można mieć poczucie, że to właśnie ten rynek. Rynek wewnętrznych światów.
W sondażach na temat jakości otoczenia wizualnego, wielu fascynatów piękna, klientów galerii, artystów, wykładowców i studentów (nie tylko) kierunków artystycznych podkreśla złą sytuację jakości na rynku sztuk wizualnych. Mówi się o powszechnym zmierzchu piękna i wartości dydaktycznej edukacji artystycznej w Polsce, zalewie twórczego rynku amatorszczyzną. Jako wszechstronna dusza artystyczna podziela Pani podobne spostrzeżenia i obawy ?
Nigdy nie brałam udziału w tego typu sondażach i szczerze mówiąc wcześniej się nie zastanawiałam nad takim problemem. Ja patrzę jednak na to z perspektywy bycia nauczycielem. W podstawówce plastyki uczył mnie rusycysta i peowiec. Gdy po studiach przyszłam pracować do szkoły zobaczyłam, że dalej jest tak samo. Potem reforma zrobiła rewolucję łącząc muzykę z plastyką w jednym i pozwalając uczyć tego przedmiotu na przykład historykowi, który przez rok na studiach podyplomowych zdobywa wiedzę na temat sztuki. Kilkanaście lat temu przyjaciółka zapytała mnie co nasze pokolenie będzie robić na emeryturze. Odpowiedziałam jej, że będzie uczyć się rysować, malować i szyć.
Bolało mnie, że nie doceniamy w naszej polskiej szkole kształtowania wrażliwości dzieci i młodzieży, że tak łatwo rezygnujemy z rozwijania ich wyobraźni twórczej, że piękno, estetyka i sztuka, są szkole nie potrzebne. Od kilku lat zauważyłam wielki bum na rękodzieło. To było (i trwa nadal) jak odrodzenie. To tak jakby świat miał przesyt chińszczyzną i hurtem. Ludzie zaczęli tworzyć – biżuteria, filcowanie, decoupage, scrabboking i inne…Wszyscy zaczęli robić rękodzieło. Starzy i młodzi, przeważnie kobiety. Ludzie zaczynają odkrywać w sobie umiejętności, których wcześniej szkoła, a potem życie nigdy nie odkryły. Ktoś zahaczył kamyk na drucik i zrobił kolczyka, ktoś ufilcował kulkę, ktoś zrobił frywolitkową serwetkę. Znam takie kobiety i widzę, jak wiele radości im to daje, jak poznają siebie, jak wzrasta ich poczucie wartości. Dlatego cieszę się, że rękodzieło się odrodziło i przeżywa swój renesans. I tutaj właśnie jest ten rynek amatorów. Dla mnie jednak amatorów w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Techniki hobbystyczne rozkwitają w zaciszu domowych pieleszy.
Ale nie jestem pewna, czy to zapowiada zmierzch piękna, jeśli każdy kształtuje sobie swoje piękno. Oczywiście problem jest szerszy, no bo czym jest piękno. Definicji pewnie jest tyle, ile perspektyw ludzkich.
Oczywiście czasem mnie boli, że osoba bez wykształcenia plastycznego potrafi się „wymądrzać”. Boli mnie, że reklamą zajmują się ludzie, którzy nie są plastykami. I tak samo mnie boli, jak historyk uczy sztuki. W tym wszystkim jednak jeszcze inne czynniki się liczą, które ten stan powodują, to gospodarka. Ale to już inna bajka…
Otoczenie wizualne, przestrzeń przyjazna profesjonalistom – Jakie są przez pryzmat Pani potrzeb twórczych? Czy wizualna harmonia w otoczeniu to utopia?
Otoczenie wizualne, przestrzeń przyjazna profesjonalistom – Jakie są przez pryzmat Pani potrzeb twórczych? Czy wizualna harmonia w otoczeniu to utopia?
Mój świat ukształtowało moje życie. Mieszkam w ruskim wynalazku, czyli bloku, małym mieście, w którym dostęp do kultury jest niewielki. Znalazłam w tym świecie swoje miejsce. Czasem poczuję zapach z dzieciństwa, czasem usłyszę głos, który schowałam głęboko w żałobie. Otoczenie nie przeszkadza mi w przeżywaniu. Może dlatego, że nie wiem jak to jest, gdy jest inaczej?
Ciekawa interpretacja. A otoczenie jako świadectwo naszej kultury? Jakie wartości współcześnie przekazujemy młodemu pokoleniu za pośrednictwem języka obrazu w codziennym otoczeniu?
Ciekawa interpretacja. A otoczenie jako świadectwo naszej kultury? Jakie wartości współcześnie przekazujemy młodemu pokoleniu za pośrednictwem języka obrazu w codziennym otoczeniu?
Myślę, ze to pytanie dotyczy pop kultury i reklamy. Bo właściwie to najpopularniejszy i najbardziej dostępny obraz, któy nas otacza. To kultura masowa, która nie osiąga najwyższych lotów artystycznych. Ale czy sztuka przez wielkie "s" jest dla każdego???? Wydaje mi się, że każdy człowiek ma prawo wyboru. Jeden kupi aniołki w supermarkecie za 2zł, inny woli anioła z galerii sztuki za 500zł. Tylko i jeden i drugi może być dobrym człowiekiem, bo to w ludziach jest najważniejsze. Kiedyś wydawało mi się, że każdy tak jak ja powinien cenić ręczną pracę, sztukę, że powinien dostrzegać wartości estetyczne, tam gdzie one są naprawdę, że powinien uważać za najlepsze coś,co ja uważałam, że takie jest. Dzisiaj wiem, że najbardziej w człowieku liczy się jego człowieczeństwo, a nie to czy ma na ścianie reprodukcje czy oryginał. Oczywiście, jest wiele publikacji, prac magisterskich i innych artykułów dotyczących negatywnego wpływu niskiej jakości obrazów masowych obrazów wizualnych, ale to problem ściśle powiązany z wielką gonitwą za pieniądzem we współczesnym świecie. I nawet nam artystom pieniądze są potrzebne, chociażby do tego, żeby spotkać Mistrza.
fot. Maria Janas |
Jak Internet wpłynął na Pani twórczość?
Internet chyba pomógł mi iść z duchem czasu. Jeszcze kilka lat temu mówiłam, że Internet mi niepotrzebny, komputer niepotrzebny, a fotografia cyfrowa, to nie fotografia. I nadszedł czas, że założyłam Internet, kupiłam cyfrówkę i otwarł się przede mną inny, nowy świat. Zobaczyłam, że mogę poznać w nim ludzi, których drogi by nam się pewnie nigdy nie skrzyżowały, że mogę zobaczyć czyjąś twórczość, która ze względu na odległość byłaby niemożliwa do obejrzenia. Cenię sobie kontakty, które uczą, które pokazują inne możliwości. Internet dzisiaj jest dla mnie równoległym światem, w którym zaistniałam jako osoba zajmująca się rękodziełem i warsztatami z technik, w których sama pracuję.
Tworzy Pani solo, czy współpracuje również z innymi artystami?
Mam swoją małą firmę, którą prowadzę sama. Jestem jednak otwarta na propozycje artystycznych działań.
Które dyscypliny artystyczne poza sferą aktywności własnej fascynują Panią najbardziej? Czy marzyła Pani, aby stworzyć wspólny projekt artystyczny z jakimś konkretnym twórcą, spróbować sił w fashion lub innej interdyscyplinarnej dziedzinie związanej ze sztuką?
Szczerze mówiąc, jestem na etapie rozwijania swojej małej firmy i nie zastanawiałam się nad konkretną osobą, z którą mogłabym działać na polu artystycznym. Jestem bardzo otwarta na takie inicjatywy. Czasem zastanawiam się jak moją twórczość połączyć z fashion, czasem z terapią, a czasem z muzyką. Uwielbiam śpiewać.
fot. Maria Janas |
Najbardziej niezwykła historia związana z działalnością artystyczną?
Chyba nie mam takich historii. Jedyne, co cały czas mi się przypomina, to fakt, kiedy jadąc samochodem po skończonych warsztatach, całą drogę płakałam. Płakałam, bo nie mogłam uwierzyć, że w ciągu trzech godzin można zarobić 500zł (to były pieniążki, które dostałam od uczestników moich warsztatów). Dla mnie to jest właśnie niezwykłe, jak ktoś docenia moją twórczość, moje umiejętności, moje pomysły. Czasem po prostu nie mogę w to uwierzyć.
Pięć powodów, dla których warto być wszechstronnym?
Bo łatwiej znaleźć wyjście z trudnej sytuacji, bo można pokonać lęki i obawy, bo lepiej smakuje życie, bo to zwiększa nasz indywidualizm i tolerancję, bo wiemy czego nie wiemy.
Potrafi Pani wszędzie dostrzec piękno i pozytywne aspekty, podkreśla, iż zaczynamy samodzielnie zwracać się ku pięknu i rękodziełu, a nawet przeżywa ono swój renesans. Czy wierzy Pani, że ta tendencja może korzystnie wpłynąć na ogólną sytuację rynku i zmienić komercyjne podejście instytucji do jakości wizualnej?
Wierzę, że rozpowszechnienie rękodzieła zwiększy społeczną wrażliwość, ale komercja zawsze pozostanie. Poza tym ona jest bardzo potrzebna do wyeliminowania pseudotwórczości. Przecież w komercji zawiera się chęć posiadania, więc im większa wrażlwiość kształtowana rozpowszechnieniem rękodzieła, tym większe wymagania co do produktu. A większe wymagania zepchną na dalszy plan gorszą jakość.
Potrafi Pani wszędzie dostrzec piękno i pozytywne aspekty, podkreśla, iż zaczynamy samodzielnie zwracać się ku pięknu i rękodziełu, a nawet przeżywa ono swój renesans. Czy wierzy Pani, że ta tendencja może korzystnie wpłynąć na ogólną sytuację rynku i zmienić komercyjne podejście instytucji do jakości wizualnej?
Wierzę, że rozpowszechnienie rękodzieła zwiększy społeczną wrażliwość, ale komercja zawsze pozostanie. Poza tym ona jest bardzo potrzebna do wyeliminowania pseudotwórczości. Przecież w komercji zawiera się chęć posiadania, więc im większa wrażlwiość kształtowana rozpowszechnieniem rękodzieła, tym większe wymagania co do produktu. A większe wymagania zepchną na dalszy plan gorszą jakość.
Dziękuję
Odwiedź magiczne zakątki Marii Janas:
http://www.sophisti.pl/competitions/entry/fashion/5587/2/
Z Marią Janas rozmawiała KEIT
SJSW 2011