fot. D.Klimczak
Między jakością a bylejakością jest bardzo cienka granica, podobnie jak między kiczem a dziełem sztuki. Wbrew pozorom, żeby bezpiecznie balansować na tej granicy i jej nie przekraczać, trzeba mieć świadomość zarówno jednej, jak i drugiej strony.
Mistrzem takiego balansowania był Frank Zappa, amerykański muzyk i kompozytor. Jego geniusz opierał się na umiejętnym łączeniu muzycznych styli i gatunków, często do siebie nieprzystających. Z tej mieszanki powstała nowa jakość, oryginalna, często kontrowersyjna, która do dzisiaj nie doczekała się ani kontynuatorów, ani naśladowców, co wyraźnie świadczy o sile talentu Zappy.
Aspekty erudycji
Żeby zdecydować się na takie eksperymenty formalne, trzeba posiadać zarówno erudycję jak i świadomość, dwa elementy, bez których żadna twórczość nie ma szans powodzenia. Znajomość dokonań innych, wiedza o dziełach sztuki czy - jak kto woli – artystyczna erudycja, ma dwa aspekty. Pierwszy to możliwość dialogu z pracami innych, komentarz do nich, rozwijanie wcześniejszych idei, odniesienia do nich lub pastisz. Bez tej wiedzy łatwo popaść we wtórność i zostać posądzonym o naśladownictwo.
Aspekt drugi, być może istotniejszy, to świadomość dokonań innych, uzmysłowienie sobie ogromu ludzkiej twórczości, jej wpływu na kulturę, nasze postrzeganie świata i własne poszukiwania. Uświadomienie sobie tego z jednej strony rodzi szacunek i pokorę, z drugiej mobilizuje do kreatywności i odkrywania obszarów dotąd nie eksplorowanych przez innych twórców. Jest jeszcze aspekt trzeci – jakość naszej pracy. Składają się na nią liczne powiązane ze sobą elementy, których znaczenie zmienia się w zależności od rodzaju twórczości i celu zakładanego na początku procesu tworzenia.
Bez świadomego podejścia do kreacji nie jesteśmy w stanie przewidzieć efektu naszych działań, będziemy zawsze zdani na przypadek i powierzchowność.
Na jakość składają się zarówno użyte materiały (strona fizyczna pracy), jak i sfera niematerialna – pomysł, inspiracja, cel, użyte środki artystyczne.
Ich wzajemne przenikanie się tworzy podwaliny kreacji, a znaczenie każdego z tych elementów jest nie do przecenienia.
„Cała radość życia w tworzeniu...Tworzyć znaczy zabić śmierć.”
- Romain Rolland
Erudycja i świadomość wpływają znacząco na nasz artystyczny smak. Im więcej wiemy, tym większe wymagania stawiamy twórcom (w tym też samym sobie, jeśli zajmujemy się tworzeniem). Standardy wytyczamy sami. Zależą one od wielu czynników:
naszego wykształcenia, zainteresowań, inteligencji, kręgu kulturowego, wrażliwości.
Korzystając z kulinarnego porównania, można wysunąć tezę, że smak wyrabia się w miarę konsumowania. Im więcej pochłaniamy, tym nasze podniebienie staje się bardziej wyrafinowane. Z czasem nie zadowalają nas już proste smaki, poszukujemy potraw oryginalnych, ekstrawaganckich, zdolnych nas zaskoczyć. W tym rzecz, żeby dzieło sztuki wywołało w nas odczucia dotąd nieznane. Ten nowy smak niekoniecznie musi przypaść nam do gustu, jego podstawowym zadaniem jest dostarczenie nowych wrażeń estetycznych, które kształtują właśnie poczucie smaku.
Smak artystyczny
Tę swoistą świadomość estetyczną da się kształtować. Mogą na nią wpływać zarówno czynniki behawioralne, jak i socjologiczne czy psychologiczne. Przenikanie się tych wpływów odbywa się u każdego inaczej, podobnie jak ich rzutowanie na indywidualny gust.
Istotne znaczenie ma w tym przypadku wewnętrzna chęć rozwoju, potrzeba budowania samoświadomości, poszerzania swojej wiedzy na temat i świata, i człowieka. Bez tego imperatywu wszelkie starania zewnętrzne skazane są na niepowodzenie.
Jakość estetycznych doznań zależna jest w równym stopniu od źródła i adresata.
Świadomy twórca zdaje sobie sprawę, do kogo kieruje swoją pracę, zaś świadomy odbiorca –o wyrobionym smaku artystycznym – jest w stanie docenić starania intencje tworzącego
Najczęściej te dwa zjawiska (intencje i odbiór) mijają się ze sobą, raz mniej, raz bardziej, rzadko się zdarza idealne porozumienie na linii artysta-widz.
Wynika to z podstawowych różnic percepcji. To ciekawe sprzężenie wymagań obu stron może dawać tym lepsze efekty, im większe jest zaangażowanie ich świadomości.
Dzieła niejednoznaczne w odbiorze poruszają w odbiorcy ciągle inne obszary wyobraźni, tworząc nawarstwiające się pokłady znaczeń i interpretacji. W tym tkwi prawdziwe piękno i tajemnica sztuki.
Zanik piękna
Żyjemy w rzeczywistości obrazkowej. Obrazy atakują nas codziennie z każdej strony w nieopisanej skali. Specjaliści od obrazu robią wszystko, żeby przebić się w tej masie i zwrócić uwagę na swój produkt, nierzadko za wszelką cenę.
Szok i prowokacja zastąpiły piękno, co stało się jedną z największych porażek naszych czasów.
Piękno jest słowem kluczem, trudnym do zdefiniowania, istnieją jednak archetypy, zakorzenione w nas głęboko u zarania cywilizacji, które pozwalają dostrzec czar obserwowanego zjawiska każdemu, niezależnie od wymienionych wcześniej czynników. Percepcja tych zjawisk ulega dziwnym regułom. O ile zachód słońca nad morzem urzeka nas na samej plaży, o tyle zarejestrowany na kliszy czy matrycy aparatu niebezpiecznie zbliża się do kiczu i tandety. Podobnie wygląda sprawa z obserwowaniem jeleni na rykowisku. W naturze robi to piorunujące wrażenie, podczas gdy na obrazie olejnym czy zdjęciu stało się już dawno synonimem złego smaku i artystycznego zacofania.
Niemal identycznie rzecz się ma z muzyką pop, czy – sięgając na nasze podwórko – fenomenem disco polo. Miliony słuchaczy, dziesiątki milionów sprzedanych płyt, a oferowany przez owych „artystów” towar to najczęściej bezwartościowa papka, pozbawiona
jakichkolwiek znamion artyzmu i głębszych wartości.
Nie można nikomu narzucić swoich gustów, to sprawa indywidualna,
można jednak wyrabiać w odbiorcach poczucie estetyki
Potrzebne jest do tego przede wszystkim uświadamianie, swoista praca u podstaw, gdyż obecnie smak artystyczny kształtowany jest w dużej mierze przez media, lansujące strawę duchową w formie łatwo przyswajalnej, lekkostrawnej, miałkiej i nijakiej. Tłumaczenie tak niskiego postępowania tempem obecnego życia to perfidny wykręt, mający zatuszować prawdziwe intencje tych duchowych manipulatorów. W gruncie rzeczy traktowanie odbiorców jako ciemnej masy, niezdolnej do refleksji i indywidualnego odczuwania świadczy o cynizmie i wyrachowaniu współczesnych twórców kultury.
Niestety, atakowanie na każdym kroku szmirą i tandetą przynosi jednak oczekiwany efekt. Tak zwany show business ciągle ma się dobrze, celebryci nowych czasów zarabiają krocie, stając się bożyszczami milionów fanów o ograniczonej wyobraźni, która – gdyby u nich się rozwinęła - pomogłaby im dostrzec prawdziwą wartość oferowanej im strawy duchowej i zdetronizować swoich idoli.
Czas jest prawdziwym i jedynym cenzorem
Rzeczy wtórne, nastawione na szybki sukces, znikają w czeluściach zapomnienia bardzo szybko, tym szybciej, im szybsze są czasy, w jakich żyjemy. Najwyraźniej widać to na przykładzie muzyki rozrywkowej. Jej historia liczy raptem niewiele ponad pół wieku, a bywa, że nagrań sprzed dziesięciu lat nie da się słuchać bez uśmieszku politowania i poczucia żenady. Czas jest jedynym cenzorem, bezlitośnie odsiewa plewy od wartościowego ziarna. To, co naprawdę przetrwa i wytrzyma jego próbę, zweryfikują dopiero upływające lata.
Klasyczny kanon piękna, którego istotnym elementem jest prostota, do dziś jest odnośnikiem i wzorcem dla kolejnych pokoleń twórców. Choć nieco się zdewaluował i zestarzał, jednakże nie stracił na sile swojego oddziaływania. Weźmy choćby architekturę i rzeźbę starożytnej Grecji. Mimo upływu tysięcy lat, nadal zachwycają nas one i zadziwiają swoim kunsztem, co dobitnie pokazuje, jak silnie przywiązani jesteśmy do zwyczajnego,
prostego piękna. Dokonania starożytnych artystów, często bezimiennych, nadal poruszają nas do głębi i zmuszają do refleksji. Wiele z nich nadgryzionych jest zębem czasu, niekompletnych i częściowo zniszczonych (Nike z Samotraki, Partenon), jednak nawet ten fakt oraz upływające lata nie zniszczyły prawdziwej wartości tych dzieł sztuki. Przetrwały zmieniające się trendy i nowe kierunki w sztuce dzięki swojej wysokiej jakości artystycznej.
Przekleństwo fotografii
Sprawa jakości i wartości fotografii artystycznej jest nieco bardziej złożona. To dziedzina sztuki stosunkowo młoda, jednak nadal traktowana przez niektórych purystów z dystansem i pobłażaniem. Współczesne prace fotograficzne nie przypominają XIX-wiecznych dagerotypów, których celem było wierne zarejestrowanie rzeczywistości w celu upamiętnienia ważnych momentów lub utrwalenia wizerunku jakiejś szczególnej osoby. W ciągu niecałych dwóch wieków fotografia eksplorowała niemal wszystkie przejawy ludzkiej aktywności, uwieczniała zmieniający się świat i ludzkie obyczaje, z czasem coraz dalej odchodząc od zwykłego zamknięcia w kadrze określonej sytuacji na rzecz eksperymentów formalnych i poszukiwań coraz to nowych środków wyrazu.
Mówimy naturalnie o fotografii poszukującej, z ambicjami, pomijając milczeniem rzesze milionów „pstrykaczy” korzystających z dobrodziejstw technologii cyfrowej i uwieczniających wszystko, co im wpadnie w oko, niezależnie od tego, czy na to zasługuje, czy nie.
„Dawniej eksperymentowano w sztuce. Dziś eksperymenty mają być sztuką”
- Evelyn Waugh.
Ogólna dostępność aparatów cyfrowych stała się przekleństwem dla fotografii. Oczywiście, nie narzędzie ma znaczenie, a efekt, jaki się dzięki niemu osiągnęło. Jest wiele przykładów rewelacyjnych zdjęć wykonanych aparatami z telefonów komórkowych czy tanimi, plastikowymi zabawkami dla turystów.
Przekleństwo owo polega raczej na łatwości zarejestrowania dowolnego obrazu. Upublicznianie tych obrazów, wynikające prawdopodobnie z chęci podzielenia się tym, co przeróżnym „artystom” aparatu wydaje się godne uwagi, to osobny temat, wart tego, by przyjrzeć mu się bliżej.
Gigantyczne śmietnisko
Rewolucja fotografii cyfrowej – choćby w postaci natychmiastowego podglądu obrazu powstałego po naciśnięcia migawki - i niebywały rozwój Internetu pociągnęły za sobą dalsze zmiany. Powstało setki fotograficznych galerii internetowych, w których swoje prace prezentować może praktycznie każdy. Prym w tej materii wiodą Amerykanie. Ich serwisy (jak choćby www.photo.net) były pierwsze i do chwili obecnej pozostają największe i najbardziej wpływowe. Nie znaczy to bynajmniej, że najlepsze.
Całkowita demokracja doprowadziła tam do prawdziwego zalewu tandety i przypadkowości. Moderatorzy, których zadaniem jest przecież dbanie o poziom prezentowanych prac i odsiew tych gorszych, skapitulowali pod naciskiem ilości. Doprowadziło to do sytuacji, w której elitarny portal w krótkim czasie stał się gigantycznym śmietniskiem, którego szefowie przymykają oko na jego zawartość, nastawiając się na zysk płynący z reklam i abonamentów. Rzecz jasna, nadal wielu świetnych fotografów prezentuje tam swoje prace – choćby z racji sentymentu - mają jednak świadomość, że portal przestał już być opiniotwórczy i ambitny.
Wracamy tutaj do pojęcia gustu i dobrego smaku. Amatorzy fotografii pokazują innym zdjęcia, które w wielu przypadkach powinny być z miejsca wyrzucone do kosza. Nie to jest jednak najgorsze. Najbardziej przerażający jest fakt, że wielu z nich dorabia filozofię do swoich wytworów, czując artystyczne powołanie i potrzebę misji.
Nikomu nie można odmówić prawa do myślenia o sobie w ten sposób, jednak upór i zacietrzewienie niektórych z tych „tfurców” jest przygnębiający, a co gorsza, przynosi efekty. Przekonują innych – takich jak oni, pozbawionych samokrytyki i smaku – że to co robią, zasługuje na uznanie.
Sprawa wygląda trochę podobnie jak z piosenkami disco-polo – niektórzy myślą, że skoro miliony ich słuchają, nie mogą być aż takie złe.
Celem edukacji jest zastąpienie pustej głowy otwartą”
- Malcolm S. Forbes
Do takich paradoksów doprowadza m.in. brak właściwej edukacji estetycznej, poczynając od stopnia podstawowego, aż po studia. Zajęcia ze sztuki traktuje się w wielu szkołach z przymrużeniem oka, co owocuje wysypem humanistów nie mających żadnych podstaw do krytycznego spojrzenia na jakąkolwiek z dziedzin sztuki.
Świadomość
Rozdźwięk pomiędzy programem nauczania historii sztuki a rzeczywistą potrzebą jej zgłębiania, wynikającą z osobistych ambicji, jest ogromny. Gust, czy raczej jego marny substytut, wyrabia się teraz, bezkrytycznie naśladując innych. Ten sposób, bez świadomej decyzji, popartej refleksją i przemyślanym wyborem, prowadzi donikąd.
Imitatorzy naśladują imitatorów, zapominając o tym, że kopia nigdy nie będzie tak cenna, jak oryginał. Żeby mieć tego świadomość, potrzebna jest... świadomość.
Świadomość tego, co dzieje się w wartościowej kulturze, świadomość dokonań innych, świadomość kilkutysięcznej historii sztuki, jej rozwoju, wzlotów i upadków, zawirowań i rewolucji.
Rozwój nie boli. Większa wiedza na swój temat i lepsze poznanie świata mogą nam
tylko pomóc lepiej się w nim odnaleźć. Tym samym nasze życie zyska nową, wyższą jakość.
Dariusz Klimczak, SJSW
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz