niedziela, 30 października 2011

WIRTUALNA REWOLUCJA

Cena netto cyfrokracji

Co dziś stanowi o naszej tożsamości i jaki wpływ wywiera na nią Internet? Czy jesteśmy jednostką monetarną współczesnego handlu? Czy Internet narzuca mózgowi nowy sposób radzenia sobie z nawałem informacji?
Czy kierujemy technologią, czy to ona kieruje nami?

W serii dokumentalnej „Wirtualna Rewolucja” dla BBC z 2010 r., dr Aleks Krotoski dokonuje syntezy ostatnich dwóch dekad rozwoju sieci, analizując jak Internet wpłynął na człowieka jako istotę społeczną. Przegląd wypowiedzi postaci kultowych w historii cyfrowej rewolucji oraz wnioski eksperckie przedstawione w reportażu, w bezpośredni sposób ilustrują nie tylko uwarunkowania rozwoju jakości wizualnej otoczenia. Potwierdzają także wyniki badań dotyczące powszechnej potrzeby odnowy świadomości społecznej, artystycznej i estetycznej.
Poniższy schemat ilustruje przeciętną aktywność w sieci i natężenie ruchu w czasie 60 sekund.



Podobnie jak Internet, jakość wizualna jest poziomą strukturą hierarchiczną, nadrzędną w stosunku do sieci, w której o rzeczywistej równości stanowi wiedza rozumiejąca, umiejętność percepcji zdolnej do samodzielnej interpretacji, kreatywność i logika ukształtowana w drodze długofalowego i świadomego rozwoju osobistego.
To naturalne filtry jakości przetwarzania informacji bombardujących nieustannie zmysły z poziomu otoczenia audio-wizualnego, mechanizmów psychotroniki, próby manipulowania podświadomością, odurzania mas technotroniką. Kto najbardziej chciałby czerpać z tego zyski?



Od zarządzania informacją do Homo Interneticus

Tim Berners-Lee, twórca World Wide Web o powstaniu sieci wspomina w kontekście schizmy etycznej – „Od początku istniały dwa rywalizujące ze sobą poglądy na to, jak ma wyglądać sieć. Pierwszy, wywodzący się z idei hippisowskich, zgodnie z którym sieć służy współpracy, wymianie pomysłów, wolności informacji, wspólnemu tworzeniu otwartego oprogramowania. Drugi to koncepcja komercyjna Microsoftu”.

„My jesteśmy sceną, wy artystami””

Wypowiedź Chada Hurley’a, twórcy serwisu You Tube ilustruje fakt, iż w obliczu równego prawa dostępu do multimediów i publikacji w Internecie, wszyscy stajemy się jednocześnie współtwórcami kultury i jej odbiorcami. W pewnym sensie jesteśmy jak celebryci pod stałą obserwacją innych.

Multimedia to treści i narzędzia dane każdemu użytkownikowi, za pośrednictwem których dokonujemy interpretacji, redefiniujemy rzeczywistość, radzimy sobie z jej przyswojeniem.
W procesie przetwarzania dostępnych informacji i obrazów często kreatywność graniczy z pojęciem piractwa lub plagiatu, narusza prawa autorskie, wykorzystuje wizerunek i własność intelektualną, a wypracowanie złotego środka między rozwojem i hamowaniem procesów inspiracji i zapożyczania w kreacji wizualnej stanowią niezwykle trudne wyzwanie. O tym jak regulacje prawne definiujące m.in. kwestie licencjonowania dóbr intelektualnych w tradycyjny sposób nie nadążają za rozwojem technologii cyfrowej drastycznie przekonała się na własnej skórze branża muzyczna, filmowa i przemysł software.



Kartografia umysłu

W 1945r. Vannevar Bush w artykule „As we may think” opisał erę digitalizacji oraz kłopoty ze zbyt dużą ilością informacji. Okazuje się, że mózg nie myśli linearnie tylko skojarzeniowo, ale naśladowanie tego mechanizmu w funkcjonowaniu Internetu powoduje, że tracimy zdolność do koncentracji, rozprasza nas, a w skutkach długofalowych tracimy umiejętność przyswajania wiedzy, zwłaszcza długich form tekstu. Hiperłącza zmieniają sposób myślenia z linearnego na skojarzeniowy.
Nadmiar informacji i myślenie skojarzeniowe tworzą pętlę informacyjną – ciąg przyczynowo skutkowy, który poprzez nowoczesne technologie odmienił relacje międzyludzkie, w tym pojęcie prywatności i intymności.

Mózg nie myśli linearnie. Można go porównać do gigantycznego biokomputera, istnej machiny skojarzeń łańcuchowych – tłumaczy A. Chyziewicz, specjalista – Miliony połączeń i węzłów tworzą pajęczynę, w którą schwytane zostają wszystkie napływające dane. Co ważne, głównym językiem mózgu nie jest ani słowo mówione, ani pisane. Mózg działa – za pośrednictwem zmysłów – przez budowanie skojarzeń między obrazami, kolorami, słowami kluczowymi i myślami. Tworzenie mapy myśli rozpoczynamy więc od wyszukania w tekście słów – kluczy, które mocno oddziałują na naszą zdolności tworzenia skojarzeń. Metoda ta przypomina do złudzenia filozofię Ad words.




Od wyszukiwania informacji do projektowania potrzeb konsumenckich

Skok jakościowy w dziedzinie wyszukiwania oficjalnie wiąże się z historią wyszukiwarki Google stworzoną przez duet Larry Page i Siergiej Brin, którzy w 1998 r. opracowali system filtrowania stron pod względem jakości, uzyskując algorytm rankingu ze względu na przydatność stron, na podstawie liczby odnośników dodanych przez użytkowników.
Niestety, takie rozumienie kryterium jakości niewiele ma wspólnego z wiarygodną informacją o realnej wartości oraz jakości jako procesu doskonalenia.
Podobnie rankingują portale społecznościowe. W skrócie oznacza to, że algorytm ten nie rozróżnia rankingowanych treści według kryterium rodzaju, o czym możemy przeczytać m.in. we fragmencie z bloga Rushkoff’a przytoczonym poniżej :

Let's start with the changes themselves. Until now, the main thing that showed up on users' pages was a big list of "updates" from all the friends and companies and groups to which they were connected. It was a giant chronological list that made no distinction between an article (like this one) that may have been recommended by a hundred friends and the news that one person just changed his relationship status or had a funny dream.


Święty Graal branży reklamowej

– Ad words polega na wyszukiwaniu haseł określających potrzeby i pragnienia użytkowników.
System gromadzi dane o wszelkich preferencjach, przetwarza je i pozwala sprzedawać informacje prywatne.

Młodzi nie uświadamiają sobie długofalowych skutków w zamian za tanią wygodę dają się sterować. Seth Goldstein, współtwórca Attention Trust w jednej z wypowiedzi twierdzi, że Internauci bezmyślnie akceptują, nie mają zdania, kieruje nimi głupie zadowolenie, bo koszty jakie ponoszą są z pozoru nienamacalne.

Trudno nie zgodzić się ze spostrzeżeniem, iż korporacje bazują na systemie naszych preferencji, słabości, uzależnień, spłycaniu relacji międzyludzkich, itd.
Według antropologii ewolucyjnej maksymalna ilość realcji jakie mogą nawiązać naczelne to 150. Nasuwa się wniosek, czy jesteśmy obserwatorami a nie znajomymi?



Attention Trust w pigułce

Uwaga jest istotą skupienia. Rejestruje twoje zainteresowania poprzez dokonywanie wyboru wśród pewnych rzeczy i kontr wyboru wobec innych. Ustalenie wartości w ekonomii uwagi podwójnie rejestruje to, na co zwraca się uwagę i to, co decydujemy się zignorować, wyłączać, odrzucać.
Seth Goldstein wyjaśnia, iż powód, dla którego uwaga staje się coraz ważniejsza leży Internecie, ponieważ umożliwił nagrywanie i dzielenie się tymi wyborami w czasie rzeczywistym.
Olbrzymia, paraleliczna synteza strumieni meta danych skoncentrowana na niewyobrażalny wpływ ludzi i ich stron. Niektórzy konsumenci są proaktywni w osiąganiu pełni kontroli nad własnymi wpływami, ale większość to bierni użytkownicy darmowych serwisów i ofert (które w rzeczywistości przejmują i sprzedają ich intencje).

Historyczne tło

Tło ekonomiczne odzwierciedla rynek finansowy i skupienie uwagi. Georg Franck, rozważa pojęcie uwagi jako waluty wymiennej w nowym rodzaju ekonomii wpływów społecznych:

Nothing seems to attract attention more than the accumulation of attention income, nothing seems to stimulate the media more than this kind of capital, nothing appears to charge advertising space with a stronger power of attraction than displayed wealth of earned attention... The solution to the riddle of the miraculous increase in prominence lies in the media's ability to collect and deliver the critical quantities needed to run gathering attention as a mass business. If the attention due to me is not only credited to me personally but is also registered by others, and if the attention I pay to others is valued in proportion to the amount of attention earned by me, then an accounting system is set in motion which quotes something like the social share prices of individual attention. What is important, then, is not only how much attention one receives from how many people, but also from whom one receives it - or, put more simply, with whom one is seen. The reflection of somebody's attentive wealth thus becomes a source of income for oneself... No attentive being has direct access to the world of another being's attention. By receiving another being's attention, however, the receiving one becomes represented in that other being's world... Applause may, of course, sometimes come from the wrong side, and it may sometimes be the wrong side which is noticed. But if caring attentiveness comes from people whom we esteem, and if we receive it for qualities of which we are proud, there can hardly ever be too much of it.


Franck twierdzi, iż nic nie zdaje się lepiej przyciągać uwagi, niż akumulacja przychodu z uwagi, nic nie zdaje się stymulować mediów bardziej niż ten rodzaj kapitału, nic nie ładuje przestrzeni reklamowej silniejszą mocą przyciągania uwagi, niż sama obfitość uwagi już zaskarbionej. 
Rozwiązanie zagadki cudownego wzrostu prominentu mediów leży w ich zdolności do gromadzenia i rozprowadzania krytycznych ilości danych, koniecznych do dysponowania uwagą w masowym biznesie. Jeśli uwaga jest rejestrowana jako zjawisko powszechne i jeśli uwaga, którą poświęcamy innym jest oceniana w proporcji do uwagi zaskarbionej przez nas, to system naliczania ustawiony jest w cyrkulacji określającej coś w rodzaju ceny społecznych udziałów jednostkowej uwagi. Co ważne, nie tylko liczy się, jak wiele uwagi jednostka otrzymuje i od ilu ludzi, lecz także od kogo ją uzyskuje – lub prościej, z kim ktoś jest widziany. Postrzeganie czyjejś zdolności do koncentracji uwagi staje się źródłem dochodu. Uzyskując czyjąś uwagę, otrzymujący staje się reprezentowany w czyimś świecie. Aplauz może pochodzić ze złej strony, i czasem to zła strona może być dostrzeżona. Jeśli natomiast uwaga pochodzi od ludzi, których cenimy i jeśli uzyskujemy ją za wartości, które cenimy, to ciężko przekroczyć jej granice.



Priorytety Nowej Ekonomii (Michael Goldhaber)

1. Cyberspace is where the new kind of economy comes into its own. Like any economy the new one is based on what is both most desirable and ultimately most scarce, and now this is the attention that comes from other people.
2. Attention is scarce because each of us has only so much of it to give, and it can come only from us -- not machines, computers or anywhere else.
3. An economy has to be based on something that is fungible, that is that can be passed along, and one thing about cyberspace -- e.g., the web -- is how conveniently you can pass on attention through hyperlinks.
4. Not everyone can attract the same amount of attention. Some of us are stars, but most just fans.
5. The more you pay attention to someone, the more that person is etched in your memory, and the easier it feels to pay still more to her.
6. So, roughly, your attention wealth = size x attentiveness of your past and present audiences.
7. Unlike the old matter-based wealth, the new wealth is nothing you can hope to put under lock and key. You get it by reaching out into the world.
8. Wealth therefore comes to you by expressing yourself fully. The best guarantee you have for attention going to you for what you do is living your life as openly as possible, expressing yourself as publicly as possible as early as possible (hence it makes sense to put out drafts, early versions, so there are witnesses for everything you do.)
9. Also you accumulate attention through the full extent of your personality --everything that makes you distinctly you and not someone else...
10. So the new privacy and the old are direct opposite. The new privacy means having no secrets, which you don't normally need to have, because little that was previously shameful or had to be concealed is so now...
11. What people do demand as privacy now is freedom from having to pay attention, not from being seen but seeing what they don't want to.

W skrócie:

Cyberprzestrzeń jest miejscem, w którym tworzy się nowy rodzaj ekonomii oparty na tym, co w oczach innych ludzi jest najbardziej pożądanym lub rzadkim towarem. 

Uwagę cechuje ulotność, rzadkość, ponieważ każdy z nas ma jej wiele do udzielenia i może pochodzić ona tylko od ludzi – nie maszyn, komputerów, itd. 

Ekonomia musi być oparta na czymś zamiennym, co można oddać. Cyberprzestrzeń gwarantuje wygodne przekazywanie uwagi poprzez hiperłącza. 

Nie każdy potrafi przyciągnąć uwagę w równym stopniu. Niektórzy z nas są gwiazdami, lecz większość to tylko fani. 

Im więcej uwagi poświęcasz komuś, tym bardziej ta osoba wbija się w pamięć i tym łatwiej okazać jej więcej uwagi. 

Bogactwo uwagi = rozmiar(skala) x uwaga przeszłego i przyszłego audytorium. 

Nowe bogactwo zdobywa się wychodząc do świata i pochodzi ono z umiejętności wyrażania siebie. Najlepszą gwarancją zdobycia uwagi jest życie w otwarty sposób, wyrażając siebie publicznie, dając wczesne świadectwo swojej działalności (publikacja wersji beta, szkiców, itd.) 

Nowa prywatność stoi w opozycji do starej i oznacza zero sekretów. 

To, czego ludzie żądają obecnie określić można jako wolność od konieczności zwracania uwagi na coś, nie od bycia obserwowanym, ale od oglądania tego, czego nie chcemy oglądać.


Technetronic Age

Którędy biegnie granica między prawem do prywatności a chęcią zysku?

Jeśli bezpłatny Internet służy gromadzeniu informacji, towarem w Internecie jesteśmy MY a nie informacja. Tzw. targetowanie behawioralne polega na zbieraniu przez reklamę informacji o naszych preferencjach. Aplikacja rekomendująca pozwala dobierać oferty dopasowane do upodobań klienta. Informacje w Internecie i reklamy podpowiadają nam działania.

Jesteśmy śledzeni i monitorowani. Czy systemy te w praktyce nie karmią nas ułudą? Ciągle sprzedaje się nam ten sam produkt, stajemy się coraz bardziej podobni do grupy preferencyjnej, z którą się nas identyfikuje. Ich zadaniem jest ukształtowanie człowieka na wzór innych jemu podobnych.
Im więcej we mnie z tamtych ludzi, tym mniej we mnie prawdziwego ja. Tak stajemy się prawdziwie statystycznymi obywatelami.

Według socjologów tak powstają systemy totalitarne. Istotne jest, w czyje ręce trafią.
O erze technotroniki i społeczeństwie kształtowanym kulturowo, psychologicznie, społecznie i ekonomicznie przez wpływ technologii i elektroniki szeroko pisał m.in. Zbigniew Brzeziński w 1970 r. Twierdził, że w społeczeństwie przemysłowym zaaplikowano wiedzę techniczną w celu ulepszenia technik produkcji. Konsekwencje społeczne były produktem ubocznym. W społeczeństwie technotronicznym wiedza naukowa i techniczna jako dodatek rozszerzającej się zdolności produkcyjnej szybko i w bezpośredni sposób przenika do życia codziennego. Zgodnie, zdolność wzrostu dla ciągłej kalkulacji najbardziej złożonych interakcji i rosnąca zdolność biochemicznych środków kontroli nad ludzkości powoduje zubożenie potencjału perspektywy świadomie wybranego kierunku, tym samym nacisków do kierowania, dokonywania wyborów i do zmian. Poleganie na tych technikach kalkulacji i komunikacji poszerza społeczną rolę ludzkiej inteligencji i natychmiastowej odniesienia do uczenia się.

O „Epoce nowej tożsamości” mówi się jako wielkim eksperymencie na ludzkości o dalece niepewnym rezultacie, który może uzależnić nasze umysły i naszą wyobraźnię od ekranu, a życie przenieść do świata wirtualnego. To świat bez konsekwencji, owładnięty zmysłami. Tu nie trzeba myśleć i szukać głębszego sensu – przekonuje baronowa Susan Greenfield, neurobiolog.

W zderzeniu z bombą wizualną doznania zmysłowe górują na intelektualnymi. Sieć zaburza poczucie rzeczywistości, jeśli umysł przebywa długo w świecie pozbawionym konsekwencji.
W świecie jednowymiarowym umysł pozostaje infantylny.
Największym zagrożeniem dla Internautów są oni sami - podkreśla Shami Chakrabarti, dyrektorka organizacji Liberty.



Technostalgia blogosfery

Douglas Rushkoff, znany autor wielu publikacji na temat programowania i kontroli umysłów wskazuje m.in. na to, że nie kształtujemy osobowości na własny sposób, nasze ja określają ulubione książki, seriale i aktorki, czy jesteśmy wolni, żonaci, czy szukamy partnera.
To kategorie płytkie, ale proste w rynkowej rzeczywistości, o czym świadczą trendy w projektowaniu portali społecznościowych typu Facebook, Twitter, Myspace, itd. Rushkoff wskazuje także na zjawisko prymitywizacji profili internetowych w sieci w stosunku do tych z lat 90-tych - Przypomnijmy sobie jak dziwne, indywidualistyczne i dalece osobiste były prywatne strony Internautów w poł. lat 90tych.

Podobne wrażenie odnosi część twórców i pasjonatów, którzy negatywnie oceniają przemianę layotów z otwartych boxów html w nieukrywalne okienka np. z nowinkami o zmianie statusu znajomego lub o ilości znajomych. Aplikacje z horoskopami, gry on line itd. to z założenia boxy dla ludzi bez żadnej pasji i własnych zainteresowań, którzy nie mieliby czym zabić nudy i zapełnić swoich profili, gdyby nie gotowe wtyczki rozrywkowe typu Farm Ville czy Mafia Wars jak na Facebook. Kiedyś profile tworzyli głównie pasjonaci, którzy z niezwykłym zaangażowaniem zbierali materiały źródłowe, trudno wówczas dostępne informacje, ambitne nowinki o wysokiej jakości ponadczasowej. Dziś, za oczyszczenie profilu z reklam i społecznościowych śmieci zazwyczaj trzeba dopłacić…


HA YU i jakość wizualna po koreańsku

W Korei Południowej, która uplasowała się na pozycji wschodzącej potęgi nowych technologii dzięki czebolom, czyli spółkom kliku koncernów jak LG group i miękkiej władzy z udziałem wysokiej klasy specjalistów, w pełni korzysta się już z idei jakości wizualnej. Choć bezpośrednio nie nazywa się systemem jakości wizualnej, od wczesnego nauczania edukacja obejmuje m.in. zajęcia rozwijające świadomość wizualną, wiedzę o szansach i zagrożeniach przestrzeni wizualnej, podstawy idei samoograniczenia i naukę zdrowej interpretacji możliwości technologicznych. To podstawy wychowania w cyfrowej rzeczywistości.

„Ha Yu” to koreańska fala, obecnie przeżywamy trzecią falę, czyli koreańskie marki we wszystkich dziedzinach podbijają międzynarodowe rynki. Korea Południowa odnotowuje także najwyższy odsetek osób uzależnionych od Internetu i multimediów. Młode pokolenie uzależnione jest od tempa, to kultura pośpiechu ale i łańcucha wartości dodanej. Za kilka lat tendencja ta zagości powszechnie w Europie.


WNIOSKI

Pętla informacyjna – pętla przyczynowo-skutkowa prowadząca do ujednolicenia człowieka z maszyną
wykreowała nowy typ osobowości. Długofalowe skutki w postaci zmiany pojęcia prywatności i kultury intymności znacznie wpłynęły na przeobrażenie stosunków międzyludzkich.

Potwierdzają się hipotezy o konieczności przebudzenia masy krytycznej zależnej od odpowiedniego rodzaju ludzi (quality people), samoświadomych tego kim są i na czym stoją. Masy zdolnej do wyzwolenia nas z bezmyślnej euforii komunikacyjnej. Jednak podstawą do prawdziwej przemiany musi być świadomość otwarta i rozumiejąca, oparta na wolnej woli wyboru.

O ile nie możemy widocznie wpłynąć na kontrolę jakości dynamicznego rozwoju aktywności w przestrzeni wizualnej, wciąż mamy decydujący wpływ na właściwy dystans w percepcji informacji i odbiorze spuścizny multimediów.
Przemyślmy sobie i weźmy sobie do serca fragmenty tekstu
(cyt. za S. Goldstein, Attention Trust)

Property: I own my attention and I can store it securely in private
Mobility: I can move my attention wherever I want whenever I want to
Economy: I can pay attention to whomever I wish and be paid for it
Transparency: I can see how my attention is being used


You have the right to yourself
You have the right to your gestures
You have the right to your words
You have the right to your interests
You have the right to your attention
You have the right to your intentions

Bądźmy autorami własnych myśli, pragnień i potrzeb. Świadomymi konsumentami, znającymi wartość własnego czasu, uwagi i preferencji.
Mamy prawo do siebie, własnych słów i gestów oraz intencji.
Wybór należy do nas i mamy prawo przechowywać to w prywatności.
Mamy prawo decydować o tym, na co i kiedy poświęcamy naszą uwagę, oraz otrzymać za to wynagrodzenie. Bądźmy świadomi, w jaki sposób wykorzystuje się naszą uwagę.



LINKI

Dr Aleks Krotoski
http://alekskrotoski.com/post/academic-dissertation---social-influence-in-second-life-social-n
The Virtual Revolution
http://www.bbc.co.uk/programmes/b00n4j0r
A. Chyziewicz, Zastosowanie mind mappingu w testowaniu oprogramowania, Magazyn CORE
http://pl.coremag.eu/uploads/media/Zastosowanie_mind_mappingu_w_testowaniu_oprogramowania_core_PL_05.pdf
 Douglas Rushkoff
http://www.rushkoff.com/
Attention Trust, Transparent Bundels of Seth Goldstein, 2005
http://majestic.typepad.com/seth/2005/07/attentiontrusto.html
 Infographs
http://www.go-gulf.com
http://www.searchenginejournal.com
http://www.go-globe.com/web-design-shanghai.php
W opracowaniu wykorzystano fragmenty filmów:
Chemtrails. Don’t talk abort the weather, 2008
Digital Nation, WBGH Educational Foundation, Planete 2010
Good copy, Bad copy, A. Johnsen, R. Christensen, H. Moltke, Rosforth 2007
iPod Revolution, Discovery Science 2007
Korea Południowa. Wzór do naśladowania, AETN All Asia Networks 2011
Krzemowa Rewolucja, Planete 2010
The Virtual Revolution, BBC 2010








KEIT, SJSW

czwartek, 27 października 2011

CZŁOWIEK CZYSTEJ FORMY




Piotr Biegaj - Iczek

Fotograf wszeschtronny, kultywujący techniki szlachetne. Indywidualista, autor fantastycznego bloga. Kopalnia wiedzy nie tylko fotograficznej. Zaklinacz Kolodionu, Mistrz Wielkiego Formatu, sympatyk Czystej Formy J

To chyba jednak lekka przesada… J

Motto?

Fotografuję ludzi siedzących, czasami stojących.

O Iczkowych pasjach...
Z niejednej kuwety wyjmowałeś papier J Opowiedz proszę o ukochanych technikach, ciągłym doskonaleniu i nieprzemijającym płomieniu pasji, który podgrzewa Cię do rozwoju osobistego.

Wbrew pozorom, nie wyskoczę tutaj z jakimś rarytasem. Moją techniką wszczepioną w świadomość jest po prostu fotografia srebrowa. Klasyczny negatyw. Zainteresowanie klasycznymi technikami XIX wieku to pewien rodzaj odskoczni, poszukiwania formy najbardziej pasującej do moich wyobrażeń portretu.

Kim jeszcze jesteś z zamiłowania?

Myśliwym.

Ile to już lat na rynku? Jakie nasuwają się refleksje na przestrzeni lat obserwacji cywilizacji obrazkowej?

Słowa „na rynku” sugerowałyby obieg rynkowy. A tak nie jest. Istnieję jedynie w przestrzeni amatorskiej fotografii, która w Polsce nie jest w stanie rozruszać rynku, jeśli już o tym mówimy.
Tak więc pracuje z fotografią (bo to forma partnerstwa) od około 15 lat. Oczywiście te pierwsze lata to raczej fascynacja i zabawy. Chociaż pierwsze kroki stawiałem w ciemni w szkole podstawowej w kółku fotograficznym. Kiedyś w większości szkół po lekcjach można było skorzystać z takich form edukacji pozaszkolnej, teraz trochę tego mało, a nawet jak jest, to rodzice muszą płacić. Ja miałem nauczyciela historii, który po lekcjach nie gnał do domu, ale powołanie do wychowania zmuszało go aby zostać i z nami moczyć papiery w wywoływaczu. To były magiczne chwile i wspaniała nauka tego medium.
Potem, już bardziej świadoma fotografia była w liceum, następnie pierwsze prace dorywcze jako „reporter” w gdańskiej prasie.
Przez te lata fotografia przeszła totalną metamorfozę. Od niszowego często fotografowania na średnim formacie typu Kiev, Pentacon czy Druh nawet, poprzez pierwsze aparaty autofocus, aż do rewolucji cyfrowej. Ta niestety zastała mnie i mój rozwój fotograficzny w punkcie, w którym nie miałem już odwrotu. Gdy ludzie zachłystywali się kolejnymi pikselami, ja już zrobiłem koło i wracałem do technik klasycznych. Mój zachwyt nad cyfrą minął bardzo szybko. A że generalnie źle oceniam postęp w tej materii, to i mój stosunek do miliarda zdjęć pojawiających się codziennie na świecie jest sceptyczny.
Jak to pięknie gdzieś ostatnio przeczytałem, za pomocą cyfry robi się zdjęcie (take photo), a za pomocą analoga stwarza się zdjęcie (make photo). Dobrze powiedziane.

Najciekawsze wyzwania, jakie otworzyły przed Tobą kolejne doświadczenia? (zdjęcia)

Praca z człowiekiem. Zaczynałem jak każdy od kwiatków, piesków, koni, zachodów słońca, architektury. Wszystkiego tego, co nie zmusza nas do interakcji z obiektem. Przynajmniej nie personalnej. Potem pojawił się portret i chęć podejścia bliżej. Odkrycia drugiej osoby. Najpierw w postaci fotografii ulicznej i reporterki, a potem już wyłącznie portretu studyjnego.
Nigdy nie miałem problemów z nawiązywaniem kontaktu. Idzie mi to z olbrzymią łatwością. Ludzie mi ufają. Ja staram się ich nie zawieść i nie okłamywać. Może w tym tkwi cały wic. W każdym razie najtrudniej pracuje się zawsze z osobą niepozującą i normalną. Taką wziętą z ulicy. Trzeba ją jakoś otworzyć. Czasami zajmuje to godzinę, czasami 5 minut. Wszystko widać na matówce. Nie kombinuję. Nie wymyślam jakiś historii. Rozmawiam.
Wyzwaniem jest fotografia portretowa na ulicy. Gdy masz kilka minut aby: zatrzymać osobę, zaciekawić, uzyskać zgodę, znaleźć światło, ustawić kamerę i zrobić zdjęcie. To jest wyzwanie za każdym razem.

fot. Iczek

W miarę pochłaniania wiedzy nabywamy świadomość i swoistą niezależność poglądów.                
Jak raczkujący mogą obronić się przed quasi wiedzą i quasi jakością, która zalewa rynek/Internet?

Nie mogą. To jest wpisane w naszą geografię życia, w naszą cywilizację rozwoju. Tak już jest. Problem nie w tym, aby się tego wystrzegać, ale w umiejętności selekcji, wyboru, priorytetach. Kiedyś mawiano, że najbardziej wartościową rzeczą na świecie jest… informacja. Gdy w średniowieczu król zwyciężał bitwę, dla polityków najważniejszym było wysłać jak najszybciej gońca na drugi koniec Europy, że stało się tak i tak. To mogło zadecydować o upadku lub powstaniu nowego państwa, nowej władzy. W XIX wieku, informacja handlowa była na wagę złota. Kto ją miał, ten zarobił. Słynna scena z „Ziemi obiecanej”, gdy podczas pogrzebu do konduktu dociera informacja o spadku cen bawełny… każdy wie, jak kończy się ta scena.
Obecnie, w dobie Internetu, informacja sama w sobie nie jest już wartością. Wartością jest umiejętność selekcji zalewającego nas potoku informacji. Zdjęcie robione w trakcie mistrzostw świata w Korei, czy w czasie walk w Libii pojawia się w serwisie po kilku sekundach od jego wykonania! Aparaty same przesyłają informację na serwer. To jest szaleństwo i współczuje młodym ludziom, że w tych terabajtach danych fotograficznych muszą odnaleźć coś wartościowego. Wielu się gubi. Wielu znajduje sztucznych Bogów operujących jedynie sprawnie softwarem programów typu Photoshop. Świat się zmienił. Ta quasi jakość to już praktycznie norma. Uczmy się wybierać, to zadanie dla rodziców, dla autorytetów, dla nas wszystkich.

Z punktu widzenia rozwoju osobistego, to wybór formy często kształtuje nasze twórcze poszukiwania. Twoi mentorzy, inspiracje, duchowi sprzymierzeńcy?  

Jestem dość dziwnym typem fotografa chyba. Otóż ja zmieniam medium praktycznie co kilka lat. Miotam się często, ale z drugiej strony każda zmiana środka wyrazu otwiera przede mną nowe formy. I to mnie nakręca. Robiłem już zdjęcia praktycznie wszystkimi rodzajami aparatów na świecie. Począwszy od formatu: od 35mm do 8x10 cala, poprzez rodzaj: lustrzanki, dalmierze, dwuobiektywowce, kamery wielkoformatowe, aż do otworków i camera obscura. Zawsze znajdowałem tam coś dla siebie. Jeśli ktoś pyta mnie co sprawiało mi największą frajdę, to zawsze z sentymentem wracam do 35mm i dalmierzy. Aczkolwiek w portrecie sprawdza się lepiej dla mnie wielki format. Możliwości zmiany perspektywy, a przede wszystkim plastyka obrazu obiektywów LF są niedoścignione.

Mentorzy…? Nie będę oryginalny: Sander, Avedon, Sieff, Bresson, Kertesz… cała śmietanka znana z historii fotografii. Oni mnie inspirują i tchną ducha.
Gdybym miał wskazać współczesnych mistrzów… miałbym problem. Musiałbym skierować kroki ku fotografii często pogardzanej, a mianowicie fashion… z tam jedno nazwisko robi mi przyjemność za każdym razem: Paolo Roversi z jego uduchowionym światem pasteli i zwiewności.









Prowadzisz własne studio – Pracownia Portretu oraz autorskie warsztaty. Anielskie plusy i diabelne minusy niezależnej przedsiębiorczości?

Wiesz co… studio to nie jest przedsiębiorczość. Nie da się na tym zarobić na życie. Gdybym traktował to jako zarobek, to szybko skończyłbym na ulicy. Robię to po godzinach normalnej, etatowej pracy… niestety. Plusem są ludzie, którzy przychodzą. Posiadanie natomiast pracowni jest plusem samym w sobie, bo mam miejsce do pracy. Stałe, własne, niezależne. Już nie wyobrażam sobie siebie jako fotografa bez pracowni. A jeszcze 4 lata temu tak było.

Twoja wizja jakości życia, jakości wizualnej - w otoczeniu codziennym, w edukacji artystycznej, na rynku sztuk wizualnych (np. galerie). Jak widzisz przestrzeń przyjazną profesjonalistom, taką w której czułbyś się swobodnie w 100% .

Niestety kiepska jest jakość życia wizualnego w Polsce. Z bólem serca przyznaje rację wszystkim największym krytykom działań kulturalnych w Polsce. Wizualnych zwłaszcza. Pomimo wielu informacji o wystawach, galeriach i szkołach foto, mam wrażenie, że spora część z tego jest na takim dużym stopniu amatorskiego traktowania tego medium, że wylewające się z tych wystawowych ram zdjęcia sprawiają mi przykrość.
Edukacja często (acz nie zawsze) sprowadza się do kolejnego naboru fascynatów fotografii, którzy nie są kierowani twórczo, ale zazwyczaj przedmiotowo, jak kolejny student, który ma zapłacić czesne. Jednak, ponieważ nie ukończyłem żadnej szkoły artystycznej, nie chciałbym urazić kogokolwiek. Za wynik pracy szkół mówią efekty uczniów, ich dalsze działania. Z tym jest jednak krucho. To pewnie też wynik nieistniejącego rynku fotografii w Polsce. Ani tego artystycznego-kolekcjonerskiego (raczkuje), ani tego zawodowego.
Profesjonalizm w fotografii mnie nie dotyka, bo ja nie zarabiam na fotografii. Chciałbym bardzo, ale zainteresowanie zrobieniem sobie portretu w studio w technikach, które uprawiam, jest praktycznie żadne.
„Po co mi zdjęcie, zrobię sobie nowa lustrzanką, którą kupiłem w MediaMarkt” – słyszę. No i dalej nie ma już dyskusji…
Gdy na ulicy jeżdżą same mercedesy, przestaje być atrakcyjnym powolny mały fiat. Poza tym, nawet gdy trafi się chętny, warunki finansowe sprowadzają się do takiej oto rozmowy:
- Ile kosztuje portret?
- Tyle i tyle…
- O jej! Przecież odbitka w Rossmanie kosztuje 0,56 zł, dlaczego Pan chce tylekroć więcej?
- Bo chcę…
Tak to wygląda.

 W swoim blogu piszesz, że nie ma profesjonalnych efektów, bez profesjonalnego sprzętu. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić, ale co komu po doskonałym sprzęcie, gdy brak mu doskonałego konceptu? Jak, według Ciebie, kształtuje się relacja między nabywaniem techniki a  rozwijaniem pomysłowości?  Wszak  Twoje stylizacje kipią duszą, są kwintesencją ponadczasowego smaku. J

Ostatnio zrewaloryzowałem swoje poglądy. Zawsze tak robię, gdy kompletnie nikomu nie znany człowiek, zazwyczaj młody, pokazuje mi lub w sieci (czyli tez mi) prace swoje robione dla siebie, bez zacięcia art. I ja widzę talent wrodzony, który nie ogląda się na to czym robi. Ma on „wadę wrodzoną” zdolności, która dotyka tylko niewielkiego procenta z nas. I wtedy zadaję sobie pytanie, czy faktycznie zrobiłby to lepiej mając sprzęt o kilka tysięcy droższy.
Zrobiłby to lepiej, ale czy to miałoby znaczenie?
Prawda jest taka, że sprzęt ułatwia zrobienie wielu zdjęć, które technicznie trudniej byłoby wykonać bez niego. Nie ma wątpliwości, że pracując radziecką kamerą 18x24 ma się pod górę gdy obok ktoś robi angielskim Whitemanem za równowartość (uwaga!) tysiąca takich radzieckich kamer. Nie zmienia to jednak nadal faktu, że stare i sprawdzone powiedzenie mistrza Krzysztofa Kieślowskiego, jest nadal aktualne: „Nie ważne gdzie rozstawiasz kamerę, ważne po co”.
Jeśli zamienimy słowo „gdzie” na „jaką” będzie idealna analogia.
Musisz mieć w głowie, co robisz. Musisz znać swoje zamiary. Sprzęt pomoże, nie zastąpi.
Ale uwaga… gdy dochodzimy w swojej twórczości do bariery jakości… np. zlecenie z poważnej galerii, to nie możemy im dać odbitki porysowanej, brudnej, zeskanowanej na skanerze domowym… oni chcą jakość! I dlatego sztuka nierozerwalnie związana jest z jakością prac. A fotografia zwłaszcza…
Może dlatego właśnie sugerowałem profi sprzęt…

Plagiat. Kradzieże prac, inspiracje daleko wykraczające poza definicję inspiracji. Jakie skutki materialne niesie za sobą zróżnicowanie poziomów wiedzy użytkowników portali internetowych na temat plagiatów? Twoja najbardziej absurdalna historia plagiatowa?

Wszystko zostało już sfotografowane. To słynne zdanie zamyka w sumie Twoje pytanie. Skoro wszystko, to znaczy, że za każdym razem coś plagiatujesz lub głęboko się inspirujesz. Czyż nie!? Przecież każdy z nas ma w głowie całą historię fotografii, a szczególnie te zdjęcia symbole, jak bressonowski skaczący pan z parasolem, avedonowski człowiek z pszczołami, leibovitzowska Demi Moore w ciąży nago… itd…
Jak się od tego uwolnić. Mimowolnie mamy to w podświadomości. Tak więc, ja często zasięgam ze stylu z oświetlenia innych fotografów. Jakoś nie mam z tym problemów. Naturalnie staram się aby sens zdjęcia, jego podtekst był mój. Czasami jednak się to nie udaje. Czasami po prostu kopiujemy. Fajnie jak zdajemy sobie z tego sprawę, bo jak nie, to może okazać się, że nasze fotografie to kalki.
Kiedyś koniecznie chciałem zrobić zdjęcie jak Roversi. Nakupowałem masę polaroidów przeterminowanych na amerykańskim eBay, naczytałem się, jak on używa światła, jak operuje tłem i… do dzisiaj nawet nie zbliżyłem się do Jego zdjęć…
Kopiowanie to tez sztuka.

Sztuka kopiowania pozostająca w sferze inspiracji, reprodukcji, konserwacji to jedno. A co z dosłownym plagiatem, gdy intencją nie jest tropienie śladów mistrza, a jedynie nieuczciwa droga do profitów na skróty? Wielu twórców boryka się z kradzieżą prac i wizerunku artystycznego, szczególnie w Internecie, pozostając bezsilnym wobec niewiedzy i bierności moderatorów, cichego przyzwolenia na kradzież. Innym, słynnym przykładem absurdów plagiatowych może być konkurs na billboard Levis’a, który wygrała praca skradziona z Deviant Art (w rozmiarze 800x600pix a i tak kampanię zrobiono, autor dowiedział się o kradzieży z… billboardu Levis’a). Innym, trudniejszym casusem są kontrowersje wokół kopiowania wizerunku. Być może, w cyfrowej rzeczywistości jedynym programem antyplagiatowym jest prawdziwy, niepodrabialny geniusz.


Jesteś wspaniałym obserwatorem i szczerym krytykiem. Według Ciebie, czy społeczeństwo ślepnie? J Jakie szanse i zagrożenia stwarza brak polityki jakości na rynku sztuk wizualnych? Co możesz powiedzieć o jego kondycji - stabilności i jakości wizualnej, z punktu widzenia odbiorcy, twórcy, trenera ?

Ja wiem, czy szczerym…? Czasami powstrzymuje się, aby nie sprawić komuś przykrości, bo im więcej mam lat, tym bardziej doceniam, że ludzie cokolwiek robią.
Społeczeństwo nie jest ślepe, ale uwsteczniło się trochę w postrzeganiu tego, co wartościowe. Kiedy słyszę formułkę, że wartościowe jest to, co każdy artysta uzna za wartościowe, to mnie krew zalewa, bo moim zdaniem są pewne kanony piękna, kanony tego, co estetyczne. Opisać je może trudno, ale ja mam je gdzieś wszczepione.
Wspomniałem już o tym zalewie fotografii i sztuce wyboru, selekcji, która musimy posiąść w XXI wieku. Inaczej nic z tego nie będzie.
Nie do końca wiem, co miałaby oznaczać polityka jakości wizualnej? Kto miałby ją kreować? Kto decydować o moim guście. To ciężki temat, aczkolwiek coraz bardziej rozważam konieczność istnienia pewnych ram, pewnych granic poza którymi mamy do czynienia z niewiele wartą papką wizualną. Tylko nie mam najmniejszego pomysłu jak to zrobić?! Do tego chyba powinny służyć galerie, a w nich kuratorzy. Wyedukowani i posiadający estetykę ludzie sztuki. Tutaj mamy ogromny problem, bo w Polsce kuratora dobrego ze świeczką szukać. Zdarzają się najczęściej nawiedzeni teoretycy sztuki z zapędami do bycia kuratorem i krytykiem w jednym. A w dodatku a maniakalnymi skłonnościami do promowania kolegów z roku… Żal.

W trakcie kliku lat obserwacji i zbierania materiałów na temat jakości wizualnej dostrzegłam, że wśród dostępnych rozwiązań istnieją pewne ramy i granice, o których wspominasz,  tworzą nawet naukowo-prawne filary koncepcji jakości wizualnej, ale nie stały się dotąd przedmiotem zintegrowanych badań. Zawierają ogólne przesłanki i narzędzia polityki jakości wizualnej stosowanej np. w projektowaniu, ale na powszechną skalę funkcjonują głównie w sferze organizacji produkcji. Aby polityka jakości wizualnej analogicznie i efektywnie zagościła m.in. w kulturze powszechnej, na forach społecznościowych, a przede wszystkim indywidualnie w świadomości, potrzeba nam rzeszy apostołów jakości – ludzi charyzmatycznych, którzy będąc częścią różnych społeczności, sami z siebie zarażaliby innych swoją pasją, przemyśleniami i poszukiwaniami, jak Twój nauczyciel historii J Na pl foto takim człowiekiem był Janusz Czajkowski. O tym, jak bardzo potrzebujemy mądrości pasjonatów świadczy hołd żałobny, jaki społeczność portalu złożyła niezwykłej postaci Janusza. Myślę, że m.in. w stosunku pasjonatów do nie pasjonatów zapętla się błędne koło utopii w dyskusji o tym, czy jakość jest na tyle priorytetem społecznym, aby ją upowszechnić. Być może nie o upowszechnienie chodzi, a o równy dostęp do informacji o wysokiej jakości.

Trener ze mnie dość wątławy, bo moje warsztaty kolodionowe są bardzo małe. Zapraszam tylko 3 osoby. 
To raczej spotkanie towarzyskie z nauką. Aby być trenerem trzeba też chyba mieć papiery… ja nie mam żadnych. Gdybym miał opisać kondycję wizualną na rynku sztuki, to odparłbym magicznie: wygląda to tak, jak moje kolodiony. Poplamione, niedokładne, często zaskakująco banalne. Ale zazwyczaj z duszą w środku. Czyli ufam, że za każdym kolejnym przedsięwzięciem fotograficznym kryje się duch i zaangażowanie autora, a że czasami nie wychodzi w warstwie estetycznej i wizualnej to trudno. Przyjmy dalej.

Według badań, kondycja rynku sztuk wizualnych ma dwojaką naturę – z jednej strony, jak wcześniej zauważyłeś, jakość życia wizualnego w Polsce jest niska, podobnie świadomość jakości. Z drugiej strony, można zaobserwować renesans zainteresowania twórczością wizualną.
Program Promocji Jakości w Sztukach Wizualnych – w jaki sposób ma szansę przyczynić się do poprawy profesjonalnej przestrzeni nie tylko w branży usługowej? Mam na myśli modę na jakość, świadomy i prawdziwie twórczy rozwój, inspirację do poprawy jakości kształcenia w dziedzinach sztuk wizualnych oraz ogólnej wiedzy o jakości życia?

Nie pytaj mnie o to. To poważna dysputa, a ja nie czuję się kompetentny. Moda na jakość kojarzy mi się z serialem „Moda na sukces”, który ogląda od wielu lat moja 94-letnia babcia. Porównanie nie zmierza do deprecjacji Waszego pomysłu. Jestem za, ale nie wiem jak chcecie tego dokonać. Sama promocja tego, co WY uważacie za dobrej jakości sztukę wizualną może nie wystarczyć. Świadomość rozwoju własnego wynosi się z całego procesu socjalizacji jaki dokonuje się w domu, szkole, uczelni. To jest coś, czego mam wrażenie ciężko nauczyć dorosłego już człowieka. A szczególnie pseudo-artystę…
Gdy mój syn (lat 6) bierze aparat do ręki, to on sam buduje w sobie świadomość, że to jak skadruje skutkować będzie zdjęciem. Gdy bierze kredkę, konstruuje obraz na podstawie tego, co wykształciło w nim przedszkole, co usłyszał w domu, co zjadł na śniadanie, co zobaczył w głupkowatych kanałach dla dzieci w TV. To jest ten newralgiczny etap kształtowaniu gustu, poczucia estetyki… mam wrażenie, że wszystko co potem, to tylko próba złamania w człowieku tego, co wyniósł jako dziecko. Czasami udaje się złamać w nas głupotę, chamstwo i brzydotę. Trzymam za Was kciuki. Jeśli moje prace pomagają, to fajnie, ale nie jest moim celem uświadamianie ludzi. Czym dłużej żyję, tym mniej rozumiem czemu ludzie lubią kicz, powierzchowność i preferują „take” zamiast „make” :)

W artykule „Fatamorgana propagandy”, poruszam kwestię odbioru badań nad jakością wizualną w aspekcie wątpliwości, o których wspominasz, co do obiektywnej roli Stowarzyszenia w promocji jakości wizualnej. W skrócie, celem strategicznym powołania SJSW jest przede wszystkim stworzenie nowej platformy wiedzy (akademickiej, praktycznej, społecznej) i pola badań interdyscyplinarnych  (pierwszej przestrzeni jakości wizualnej). Wyniki badań mogą (a według ewaluacji powinny) być wykorzystane przez różne szczeble rynku sztuk wizualnych (kultura i sztuka, nauka i edukacja, działalność komercyjna i artystyczna). Imperatywem dla nowatorskich inicjatyw akademickich jest chłodny, naukowy obiektywizm. Praca badawcza i zarządzanie projektem niewiele ma wspólnego z tym, co np. ja osobiście preferuję za jakość wizualną jako twórca awangardowy J

Czy według Ciebie Piotrze, portale foto-społeczne jak np. pl foto zwrócą się ku koncepcji jakości, tworząc przestrzeń przyjazną profesjonalistom, kolekcjonerom, sympatykom jakości wizualnej? Czy według Ciebie ta sfera jakości pozostanie wyłącznie domeną prywatnych stron? Co stoi na przeszkodzie w dodaniu zakładki o jakości wizualnej oprócz dnia gniota? ;)

Ejże, ejże. Portal w stylu pl.foto nie istnieją po to by krzewić kulturę wysoką, by sprawiać rozkosz absolwentom ASP i krytykom sztuki. Dajmy spokój. To są inicjatywy skierowane do zupełnie innej  kategorii odbiorców. Proszę mnie dobrze zrozumieć, ja nie mam nic przeciwko Flickr, PLfoto itd… one będą istniały jeszcze sto lat po nas… może zmienią nazwę. Ludzie potrzebują takiego czegoś… by się dowartościować, by pochwalić się zdjęciem synka, by przesłać linka do galerii rodzinie i koleżance. Niech one istnieją. Nie mieszajmy ich do całości zagadnień związanych z jakością, bo wówczas musielibyśmy stworzyć świat równoległy z jedynie słusznymi obrazkami o dużej (naszym zdaniem) wartości wizualnej. To niebezpieczny podział.

Dlaczego profesjonaliści, czy esteci mają być wykluczeni ze społeczności np. pl foto? Dobrym przykładem, jak różne grupy odbiorców na różnych poziomach zaawansowania i oczekiwań funkcjonują na międzynarodowych platformach może być Deviant Art lub Red Bubble. Rolę wizualnej selekcji jakościowej użytkowników i tematów spełniają dodatkowe funkcje personalizacji profilu, opcje wyszukiwarki i tworzenia grup. Dzięki temu, faktycznie każdy znajdzie coś dla siebie niezależnie od poziomu i zainteresowań. Inną kwestią jest różnica w kulturze internetowej na polskich i zagranicznych forach.

Sugerujesz, że jedynie strony prywatne zagwarantują nam jakość. Przede wszystkim, jakoś zawsze była elitarna. W tym sensie, strony prywatne faktycznie są bardziej elitarne (czytaj: rzadziej odwiedzane), ale też mają mniejszą siłę przebicia. Gdy stają się masowe, to w krótkim czasie ich elitarność zamienia się w kolejną papkę. Dobrym przykładem jest serwis ARTLimited. Istnieję tam od wielu lat. Gdy zaczynałem, portal skupiał naprawdę wyjątkowe grono ludzi z ambicjami. Sztuki wizualne reprezentowane tam, to były perełki. Ale ten portal jest otwarty dla każdego. Po 3 latach, dorównuje już prawie innym serwisom tego typu, pod względem poziomu prac. Obniżył się on. Już nie jest elitarny.

Myślę, że można zagwarantować jakość rozumianą jako proces ciągłego doskonalenia, można stworzyć równy dostęp do jakości, zainspirować mechanizm zakorzeniony w kulturze, która wychowując społeczeństwo, umożliwia w pewnym sensie zagwarantowanie samemu sobie potrzeby dążenia do samodoskonalenia. Obecnie brakuje inicjatyw, które uczciwie realizowałyby takie rozwiązania. Taką rolę mogłyby podjąć portale, gdyby miały w tym interes.

Wracając do meritum… prywatne strony nie zagwarantują walczącym o jakość dotarcia do szerokich mas z przesłaniem jakości. A masowe przedsięwzięcie z gruntu obarczone będzie niską jakością uczestników poprzez samą statystyczną zależność ludzi zdolnych do przeciętnych. Zresztą jakość (co starałem się wyłożyć powyżej) wyklucza się z pospolitością i masowością. Dochodzimy więc do jądra problemu… czy my tak naprawdę chcemy, aby jakość sztuk wizualnych była powszechna? To jest utopia.

A gdyby sformułować to pytanie inaczej: Czy powszechność wiedzy o jakości wpłynie korzystnie na kondycję jakości sztuk wizualnych? Czy na pewno jakość wyklucza się z masowością? Zarządzanie jakością narodziło się bezpośrednio na taśmie produkcyjnej. To między innymi takie dziedziny jak ekonomika, organizacja i technologia produkcji wypracowały techniki jakości stosowane współcześnie w wielu innych dziedzinach profesjonalnych ściśle powiązanych z kreacją wizualną. Obiektywnie, problem może tkwi w samej społecznej chęci analogicznego wysiłku do przetestowania dostępnej wiedzy o jakości np. w zarządzaniu galeriami, własnym potencjałem twórczym, projektowania kultury, itd.

Ha! Spytasz… no jakże to, to po co ten kolodion, po co te formaty…?
Właśnie… po to abym ja był wyjątkowy, unikalny, jakościowo (estetycznie, wizualnie) niepodrabialny. Czynię to przecież nie dla mas, ale dla siebie. Swej próżności, swej artystycznej konieczności zaistnienia, swej wreszcie, ambicji.
I wcale to nie oznacza, że nie zależy mi na jakości. Gdyby mi nie zależało, to bym nie prowadził od 4 lat bloga i nie marudził na nim prawie codziennie. Zależy mi na podniesieniu poziomu, na uświadomieniu ludzi, że fotografia nie jest równa fotografii. Jednak wiem, że docieram do promila zainteresowanych i… to mi wystarcza. Spełniam się w tym jakoś.

Co można zrobić, aby zwiększyć szansę takiej społecznej kampanii jakości? Czy rozwój osobisty jest kwestią indywidualną, czy jednak powinien stać się na nowo przedmiotem edukacji powszechnej? Co z dzieciakami, które nie mają w rodzinie mentora, ani autorytetu w szkole,  tym bardziej nie znajdą go w TV, itd.

W sumie to odpowiedziałem w poprzednich pytaniach…. Naprawdę nie wiem czy można nauczyć jakości powszechnie…

A nauczać o jakości, uwzględniając ten aspekt poprzez lepszą ekspozycję problematyki w dostępnych źródłach informacji? Obecnie naukę o jakości wykorzystuje się w bardzo wąskim zakresie.

Klient nasz pan, ale nie do końca J Czyli o tym, że jednak można tworzyć według własnych upodobań i z tego wyżyć. Na ile to mit upodobań konsumenckich? Co oferujemy, jak, gdzie i? komu to zaoferujemy

Jak wspomniałem. Ja nie funkcjonuję na rynku sztuki. Nie zarabiam na fotografii. W studio posługuję się dosłownie „Regulaminem firmy portretowej S.I. Witkiewicz” J

Dziękuję serdecznie Iczku za rozmowę, życząc Ci harmonii w przepływie czystej formy J


Iczkowe Linki


Iczek poleca





KEIT, SJSW






poniedziałek, 17 października 2011

KULISY ZŁODZIEJEWSKIE IV



fot. Rojski, edit: Keit


W ZŁODZIEJWIE KRADNIEMY ZŁOTO JESIENI

Między 7-14 października 2011 odbyła się kolejna edycja warsztatów „Wiele dróg – jedna pasja” w Złodziejewie, które właśnie obchodziły urodziny! „Kamea -zamiast tortu” czyli nowe logo zdobi uroczy profil autorki – Marceliny Oczkowskiej :) 



Tym razem Keit i Voltrik przywołały w złodziejewskim parku jesienną wiedźminkę ;-) Dzięki zaangażowanemu wsparciu Andrzeja i Artura Frankowskich, modły i egzorcyzmy odprawiane nad ogniskiem poskutkowały, zapewniając nam przychylność niebios i czeluści piekielnych. W niniejszym odcinku trochę o kiełbasie wyborczej, trochę o pozowaniu z grą na flecie i z galaktyką na dobranoc, bowiem zagościwszy nieco dłużej, wysłuchaliśmy z zapartym tchem wieczornej prelekcji Marka Nikodema, którego niezwykłych opowieści o kosmosie długo nie zapomnimy.   

fot. Kasia, edit Keit


INSPIRACJE – LA CATRINA 
Dias de Los Muertos

W związku z nadejściem jesiennej aury i zbliżającego się Halloween, spontaniczną inspiracją dla czwartej sesji Keitopolis w Złodziejewie (zamiast Papieropolis) była La Catrina - Meksykańskie Święto zmarłych, niezwykle fotogeniczny i barwny festyn, zupełnie odmienny od tradycji polskiej: groteskowy, surrealistyczny, bajkowy - stwarza szerokie pole wyobraźni, interpretacji, formie. Można powiedzieć, że to już bardzo charakterystyczny motyw w twórczości Keit.  

seria LA CATRINA, fot. Keit


Dark cabaret, jako splot makabreski z pięknem i barwą występuje w pracach KEIT od początku autorskiej przygody ze stylizacjami portretu "coś z niczego", tworząc swoistą kolekcję fantasy danse macabre.

Te "gnijące damy" na dobre zagościły w portfolio KEIT w zeszłym roku, w związku z udziałem w międzynarodowej wystawie Roberto Duran - "La Catrina - The Mexican Day of The Dead", współorganizowanej przez ambasadę meksykańską w Sydney i galerię Pine Arts Centre. 
Zaproszenie Roberto to jeden z najciekawszych projektów grupowych i najbardziej spójnych z surrealistyczną specyfiką prac Keit, otwierający liczne możliwości w kreacji typu digital wizardy. Projekt zaowocował również pracami po wystawowymi, jako kontynuacja promująca m.in. rękodzieło Gildii Masek.


Poniżej niektóre z kolekcji inspirujących prac o tematyce La Catrina, znalezionych w Internecie.




Przedsmak sesji -
Nasza złodziejewska wiedźminka, w koronie z liści uplecionej przez Anię ;-)


Voltrik, fot. Rojski, edit: Keit




DIGITAL MAKE UP - kilka słów o bazach pod montaż

Makijaż w stylu La Catrina jako baza do dalszego montażu można ograniczyć nawet do użycia miękkiej ciemnej kredki. Dalszy efekt, jaki osiągnie make up zależy głównie od potrzeb stylizacji i fantazji w post procesie. Okazało się, że naturalny efekt również ciekawie akcentuje się różnych ujęciach, choć z założenia to tylko zarys wymagający dalszej obróbki.

fot. Keit


Keit i Voltrik, fot. Sylwek Z.





Nachuchawszy...




fot.Keit

Zanim jednak przenieśliśmy się do mitycznego ogrodu naszej egzotycznej jesieni…


AUTOPORTRET NA WESOŁO


Jako niezastąpiona rozgrzewka, ćwiczenie pobudzające nie tylko wszystkie członki, ale przede wszystkim abstrakcyjne myślenie i wrażliwość na koordynację wielu wymiarów powstawania fotografii ;-) 
Tradycyjnie, Keit udostępniła rekwizyty, które wykorzystuje w swoich pracach na co dzień. 


fot. Rojski


Najlepsze są proste rozwiązania, choć niełatwo na nie wpaść ;)
„Autoportret Wyborczy” Jarka absolutnie podniósł nam apetyt na kiełbasę wyborczą!

 fot. Jarek

fot. Jarek - "autopotwór"



Tatuaż Sylwka i spontaniczna wariacja Keit (może nie szogun, ale też wciąga) ;-) 



fot. Sylwek, edit: Keit


 Kasia z powiewem Wenecji...

fot. Keit


Andrzej zaangażowany

fot. Rojski


...wyjaśnia cuda światła, co Kasia podda dokładnej animacji.. weryfikacji ;)


fot. Keit - Andrzej Fetish Frankowski, Artur Frankowski 


fot. Kasia

Fun time! 
fot. Helenka

[antygrawitacja uszczęśliwia]


fot. Sylwek Z.

Piotr gęstwinny...
fot. Keit

Co, a raczej kogo jeszcze znajdziemy w krzakach? :)


fot. Rojski

Dzieci z dworca zoo w wykonaniu Złodziejki i Fetisha ;-) 


fot. Rojski


Backstage z Voltrikiem 





fot. Keit


nachuchawszy... 

(leżąc też można ciężko pracować) 




Kasia, fot. Keit


 
Rojski, fot. Keit

Sławek, fot. Rojski


fot. Sylwek Z.


fot. Kasia, edit Keit

fot. Ania W., edit: Keit

Plug&Play
..Ćwiczcie dziewczyny, bo nie znacie dnia ani godziny



Pocałunek maski - Gildia Masek lubi to  :) 

proj. Marta&Sławek, fot. Sylwek, edit Keit

fot. Rojski

fot. Sylwek Z.


I jeszcze kilka pamiątek...


Artur, uważaj na nóż! :)

 fot. Keit




 fot. Sylwek


na koniec Start :)
 fot. Piotrek, edit Keit



"Buszujący w gwiazdach": fot. Andrzej Frankowski, źródło: pl foto
SIĘGAĆ, GDZIE WZROK NIE SIĘGA...KILKA SŁÓW O KOSMOSIE MARKA NIKODEMA

Dzięki gościnności Marceliny, poznaliśmy niezwykłego człowieka, prawdziwie inspirującego pasjonata, badacza nieba, zaprzyjaźnionego ze Złodziejewem astro fotografa - Marka Nikodema - ProcyonaTo opowieść o przekraczaniu granic i prawdziwych wyzwaniach, o podporządkowaniu wymagającej pasji, wewnętrznej dyscyplinie, która uczy pokory i zdolna jest do zupełnie innej jakości życia, per aspera ad astra. To motywacja, by konsekwentnie żyć z wizją i działać z większym poświęceniem. Możliwość wysłuchania nieziemskich historii Marka sprawia, że nie tylko uczymy się lepiej odczytywać ponadczasową wartość i piękno astro fotografii w zupełnie innym wymiarze, ale możemy poczuć się świadkami czegoś wielkiego, magicznego, dalece przekraczającego nasze codzienne chęci, możliwości, wyobrażenia. Uświadamiamy sobie niezwykłą domenę natury, balansowanie człowieka w jej obliczu, między możliwym, niemożliwym i nadprzyrodzonym. Marek posiada dar, by pięknie dzielić się niezwykłym spojrzeniem na jakość życia, wszechświat, który tak niewielu ludziom dane jest zobaczyć i przeżyć w ten sposób. 
Dziękujemy za niezwykłą refleksję oraz inspirujący czas, życzymy Markowi i jego przyjaciołom międzygalakycznych sukcesów w zdobywaniu kosmosu! ;-)


Marcelina Oczkowska: Z Markiem Nikodemem w kosmos


fot. Marek Nikodem, Źródło:www.warsztatywzlodziejewie.pl




Keit z urodzinowym kubkiem obiektywem (dzięki M.! )
:)
fot. Keit


Dziękujemy wszystkim za pozytywną energię i wspólnie spędzony czas ;-)




KEIT, SJSW