poniedziałek, 30 stycznia 2012

Piotr Meller - BLOG ZANZIBARSKI cz. 4




Dziennik z podróży Piotra Mellera

"REWOLUCJA MIESZKANIOWA PO ZANZIBARSKU"


Fot.1 - "Nierówna walka z niskim ciśnieniem wody"


WSTĘP

Michenzani to stosunkowo duży kwartał Ng'ambo, "nowocześniejszej" części Zanzibaru. 
Słowo nowocześniejsza nieprzypadkowo umieściłem w nawiasach, gdyż ta "nowa zabudowa", to nic innego jak znane z naszych rodzimych osiedli bloki, z tak zwanej wielkiej płyty. Wybudowano je tutaj na przełomie lat 60 i 70 i są efektem romansu Zanzibaru z socrealizmem. W ich budowie pomagali nasi dawni zachodni sąsiedzi sprzed upadku muru berlińskiego, czyli NRD. Kiedy powstawały, były dumą ówczesnego Rewolucyjnego Rządu Zanzibaru, ucieleśnieniem jego wielkiej wizji i rewolucyjno-społecznym eksperymentem. Hmm, skądś chyba znamy tę retorykę. Ówczesnym elitom rewolucyjnym nie tyle zresztą chodziło o poprawę bytu mieszkańców tego regionu, ile o, jak to określano, zdefiniowanie obszaru ideologicznej ramy dla nowego sposobu pojmowania... cokolwiek ten bełkot oznaczał. W konsekwencji takiego sposobu bodowania nowej rewolucyjno-ideologicznej jakości, mieszkańców dzielnicy nie dopuszczono do aktywnego uczestniczenia w współtworzeniu nowo powstającej jednostki urbanistycznej... bo przecież ciemne masy nie wiedzą czego im trzeba ;) Mieszkańcy mogli, co prawda, coś niecoś na osiedlu pozmieniać, ale zespół odgórnie ustalonych obostrzeń skutecznie ograniczał im możliwości ulepszania tego, co w założeniu jest już wystarczająco dobre. Jako, że od zakończenia budowy po dzień dzisiejszy nie dokonywano tam praktycznie żadnych napraw, dzielnica zamieniła się w szary, brudny, zaniedbany slums. Warunki mieszkaniowe są naprawdę koszmarne. Słabe ciśnienie pozwala na doprowadzanie bieżącej wody zaledwie do drugiego piętra. Część mieszkańców zdecydowała się na instalację własnych pomp biegnących wzdłuż fasady budynków, inni jak na choćby ci z fotografii 1, 8 i 15, korzystają ze zdecydowanie mniej zaawansowanych technicznie urządzeń, to jest kolorowych wiader i bidonów. Wyobraźcie sobie takie codzienne donoszenie wody pitnej, o ewentualnej instalacji sanitarnej w mieszkaniach już nawet nie wspomnę. Żeby było jeszcze ciekawiej, pomimo że w Michenzani znajdują się najwyższe budynki na wyspie (niektóre mają po 7 pięter) w żadnym z budynków nie zainstalowano windy. Moją uwagę przykuły również balkony zabezpieczone kratami, czasem nawet aż do najwyższej kondygnacji. Jak się już zapewne domyślacie, dzielnica do najbezpieczniejszych z pewnością nie należy. Patrząc na to wszystko, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że nasze rodzime blokowiska to przy tym pałace. Ale dość już pisaniny, bo szczerze mówiąc brak mi słów... Z resztą zobaczcie sami:

Fot.2 - "5 i 7"

Fot.3 - "Ruch Uliczny"

Fot.4 - "Wybory na Blokowisku"

Fot.5 - "Szczęśliwa 7-mka"

Fot.6 - "Kontrasty"

Fot.7 - "Tradycja i Nowoczesność"

Fot.8 – "Wodę donoszą zarówno dzieci jak i dorośli"

Fot.9 - "Vasco da Gama - niestety mali fani footballu, jak się już pewnie domyśleliście, nie mają przed blokiem boiska"

Fot.10 - "Po zakupach"

Fot.11 - "Blokowisko"

Fot.12 - "Numer 1"

Fot.13 - "Skuter"

Fot.14 - "Przechadzki"

Fot.15 - "Nierównej walki z niskim ciśnieniem wody ciąg dalszy"

Fot.16 - "Telewizja Satelitarna"

Fot.17 – "Balkonowe kraty pną się niekiedy, wzdłuż budynków nawet przez kilka pięter"

Fot.18 - "Przydomowy Ogródek"

Fot.19 - "Liverpool Abuu"

Fot.20 - "Sawanna kontra Blokowisko"







Piotr Meller, SJSW




piątek, 20 stycznia 2012

Piotr Meller - BLOG ZANZIBARSKI cz. 3



Dziennik z podróży Piotra Mellera

"W LABIRYNCIE KAMIENNEGO MIASTA"

Fot.1 - "Obrzeża Kamiennego Miasta"


TROCHĘ HISTORII

Zanim na dobre zanurzymy się w labiryncie Stone Town, proponuję dowiedzieć się trochę o długiej i burzliwej historii miasta i samej wyspy. Ponoć Zanzibar zamieszkiwany jest przez ludzi już od około 50tys lat, na co wskazywać mają znaleziska archeologiczne. Zapiski na temat wyspy pojawiły się chociażby jednym z grecko-rzymskich tekstów pochodzących najprawdopodobniej z okresu od I do III wieku naszej ery. W tekście owym, Zanzibar określany jest mianem Menuthias. 

Z historycznego punktu widzenia, archipelag w skład którego wchodzi wyspa nabrał większego znaczenia dopiero, gdy Perscy żeglarze i handlarze ustanowili na nim bazę na trasie swoich wojaży pomiędzy Bliski Wschodem, Indiami i Afryką. Zanzibar oferował im przede wszystkim dogodną do obrony zatokę, stanowiącą przy okazji świetny punkt, z którego można było prowadzić wymianę handlową z przybrzeżnymi miastami wschodniej Afryki. W efekcie, tuż obok zatoki powstało istniejące do dziś Kamienne Miasto czyli Stone Town, za którego zwiedzanie już za chwile się zabierzemy. 
Jako pierwsze z europejskich państw, Zanzibarem zainteresowała się Portugalia, która sprawowała tam rządy przez blisko 200 lat. Z końcem XVII wieku kontrolę nad wyspą przejął Sułtanat Omanu i właśnie za jego panowania Zanzibar stał się osławioną przyprawową wyspą. Do dziś, niekiedy jest tak określany. Jak grzyby po deszczu wyrastały na nim kolejne plantacje roślin, z których wytwarzano przyprawy. Kolejnym hitem eksportowym wyspy stała się kość słoniowa. Jako, że sułtan kontrolował znaczną część wybrzeża wschodniej Afryki zwanej Zanj, w której skład wchodziły między innymi Mombasa i Dar Es Salaam, zaczął on wykorzystywać swe wpływy, by rozszerzyć handlowe imperium również w głąb kontynentu, aż po Kindu i rzekę Kongo. Za jego panowania Zanzibar zasłynął na całym świecie, nie tylko za sprawą przypraw, ale i niestety niewolników. Smutna prawda jest taka, że Zanzibar był głównym "portem przeładunkowym" niewolników w którym handlowano ludźmi na olbrzymią skalę. Z tego, co mi wiadomo, w połowie XIX wieku corocznie przez Zanzibarski targ przewijało się około 50tys. niewolników (!). Z czasem kontrolę nad wyspą przejęli Brytyjczycy, jednak wyspa (przynajmniej oficjalnie) nie stała się ich kolonią a jedynie znalazła się pod ich protektoratem.
W praktyce, wybierani Wezyrzy byli jedynie marionetkami, a z upływem czasu pozbyto się jakichkolwiek pozorów i władzę zaczęli otwarcie sprawować brytyjscy rezydenci. Po śmierci pro-brytyjskiego sułtana Hamada bin Thuwaini pod koniec XIX wieku sprawy nieco się skomplikowały, gdyż nowo wybrany sułtan nie bardzo spodobał się przedstawicielom jej Królewskiej Mości. Efektem tych zawirowań była najkrótsza, bo zaledwie 38minutowa, wojna w historii. Nie wdając się w szczegóły statek Royal Navy zbombardował jeden z Sułtańskich Pałaców i ...i to by było na tyle :) W nieco ponad pół godziny później ogłoszono oficjalne zawieszenie broni i wojna skończyła się, zanim jeszcze na dobre się zaczęła. Koniec końców wyspa uniezależniła się od Wielkiej Brytanii zaledwie pięćdziesiąt lat temu, stając się monarchią konstytucyjną. Miesiąc później już nią nie była. 

W wyniku krwawej Rewolucji Zanzibarskiej, podczas której wymordowano tysiące arabów i hindusów, a kolejne tysiące wydalono z wyspy narodziła się Republika Zanzibaru i Pemby. Ta z kolei, po kolejnych kilku miesiącach (po połączeniu z byłą kolonią Tanganiki) przeistoczyła się w Zjednoczoną Republikę Tanganiki i Zanzibaru. Myślicie pewnie, że to już koniec? A gdzie tam... Wkrótce Zanzibar stał się na wpół autonomiczną częścią Republiki Tanzanii, którą to zresztą pozostaje po dziś dzień. Wiem, wiem, trochę skomplikowana ta cała Zanzibarska historia ale myślę, że się w tym wszystkim z grubsza połapaliście. Ja ze swej strony starałem się pokrótce przedstawić burzliwe dzieje Zanzibaru jak tylko umiałem najlepiej :) Nie przedłużając zapraszam na spacer ulicami Kamiennego Miasta. 

Naszą podróż zaczynamy od nabrzeża... 

Fot.2

fot.3

Fot.4 

...by po chwili zanurzyć się w zaułkach Kamiennego Miasta:

Fot.5 - "Rock Star"


Fot.6 - "Pierwsze kroki w zaułkach Kamiennego Miasta"

Fot.7 - "Grillowanie"


Fot.8 - "Rozgrywki"


Po drodze spotkaliśmy też kilkudniowego kotka, zagubionego na ulicach Stone Town. Widok zasmucający, zwłaszcza, że szanse na to, by ktoś go przygarnął miał raczej marne. Widać było że był chory, miał zaropiałe oczka. Po wąskich uliczkach, co chwilę przejeżdżały skutery, motory i rowerzyści. Mam cichą nadzieje, że ktoś się  jednak nim zaopiekował...

Fot.9

Fot.10 


Fot.11 - "Ta scenka rodzajowa chyba mówi sama za siebie" :)


Fot.12 - "Najmłodsi mieszkańcy Stone Town"


Fot.13 - "Płacz"


Jedną z atrakcji Kamiennego Miasta są tajemnicze bramy i drzwi prowadzące do domostw jego mieszkańców. Wiele z nich jest równie starych co budynki, w których je zamontowano. Możemy się więc domyślać, że mogą mieć i po 200 lat. Część jest misternie zdobiona, inne są niezwykle proste. Część była świeżo odrestaurowana, jednak znakomita większość pozostała niestety w rozsypce. Tak czy inaczej, jedne i drugie mają swoisty klimat i mnie przynajmniej zaintrygowały. Kojarzyły mi się ze swego rodzaju portalami do innego nieznanego nam europejczykom świata :) 

Jedna z bram z pięknymi zdobieniami:


Fot.14

...Oraz kilka z tych zdecydowanie mniej imponujących, za to przynajmniej w moim odczuciu nie pozbawionych specyficznego klimatu: 

Fot.15


Fot.16


Fot.17


Fot.18




Chyba najlepszym sposobem na poruszanie się po wąskich uliczkach Kamiennego Miasta są wszelkiej maści rowery i skutery:

Fot.19


Fot.20


Fot.21


Fot.22


Jednak najpopularniejszym środkiem transportu wciąż jednak pozostają własne nogi :)

Fot.23 - "W drodze ze Szkoły"


Fot.24 - "Uniwersytet w Zanzibarze"




Na Zanzibarze nie ma niestety placów zabaw, więc mieszkające tam dzieciaki muszą sobie radzić jak umieją najlepiej:

Fot.25 - "Nietypowe Zabawki"


Fot.26 - "Władca Podwórka"


Fot.27 - "Mali Zanzibarczycy"


Fot.28 - "Piłkarze"


Mogę się tylko domyślać, jak wyglądała architektura Stone Town w czasach jego świetności. Niemniej jednak, nawet jej pozostałości robią naprawdę duże wrażenie. Z resztą zobaczcie i oceńcie sami:

Fot.29 - "Wspomnienie dawnej świetności"


Fot.30 - "Sklepik"




Fot.31 - "Podwórko jakich wiele na Zanzibarze"


Fot.32 - "Small Business"


Fot.33 - "Targowisko"


Fot.34 - "Rowerzysta"
Fot.35 - "Bez wątpienia najbardziej imponujący budynek jaki widziałem na Zanzibarze"


Na koniec jeszcze mała ciekawostka. Kontener imienia niejakiego Haile Selassie. Postać niezwykle barwna i mocno kontrowersyjna, znana przede wszystkim miłośnikom reggae, Boba Marleya, rastafarianom, wyznawcom boga Jah (zdaniem których etiopski władca był żywym wcieleniem stwórcy świata) oraz tym, którzy czytali "Cesarza" Ryszarda Kapuścińskiego. Choć Ci ostatni, po lekturze książki uznali go zapewne raczej za diabła wcielonego, niż mesjasza i dobroczyńcę ludzkości.


Fot.36 - "Cesarski Kontener"








Piotr  Meller, SJSW